Nie chce się wstać, a trzeba iść na Mszę św. o 6.30. Zły natychmiast podsunął mi "nabożeństwo wieczorne". Ja wiem, że moje pójście do kościoła w takiej niechęci jest szczególnie miłe Bogu. Nawet napływa „prześpisz się później”. Tak się stanie...

    Wczoraj biskup na nabożeństwie z miłośnikami Radia Maryja apelował, aby pokonywać własne ciało, ale tylko garstka ma silną wolę, a to też jest zbyt mało na przebiegłego szatana. Coraz częściej zaskakują mnie takie „niechęci" przed nabożeństwami, bo Bestia wie jak wielką łaską jest ofiarowanie Mszy św. bo w ten sposób wyrywam mu dusze.

     Przed wczorajszym nabożeństwem napadła mnie słabość, bóle mięśni i „pragnienie” błogiego snu. Po 10 minutach leżenia zerwałem się i pojechałem na spotkanie ze Zbawicielem. Gdybym został na pewno nie mógłbym zasnąć! Ktoś normalny skrzywi się, bo myśli, że szatan namawia do złego, a on wie, że ujawniam jego tajemnice.

    Powtórzę. Nie oczekuj wielkich przeżyć po spotkaniu z Panem Jezusem, ale zauważ co się stanie. Bóg bardzo cieszy się, gdy przyjdzie człowiek całkiem obojętny, a nawet niechętny, bo w ten sposób oczyści się. On nic nie będzie czuł, ale Pan Jezus już odwiedzi jego duszę i sprawi szatanowi trudność.

    Kapłan mówił o duszy, naszej wierze i cierpieniu: „nie ma wiary bez krzyża”. Pan Jezus właśnie wyjaśnia to swoim uczniom: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. /../ Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? /../”. Mt 16, 24-28

    Cierpienia („krzyże”) istnieją niezależnie od wiary. Ja powiem inaczej, że wiara jest krzyżem, bo widzisz wszystko od Boga i z tego powodu dodatkowo cierpisz. W tym czasie Pan Jezus przejmuje moje sprawy (wówczas samoistnie pęka św. Hostia).

    Piszę to, a serce drgnęło i pojawiły się łzy w oczach. To „dowód prawdy”. Po powrocie do domu serce i duszę zalał pokój. To musisz sam przeżyć, bo inaczej nie stwierdzisz jak Pan Jezus koi duszę.

    Zły rano dawał natchnienie, że dzisiaj nie pojadę do kaplicy miłosierdzia. Bestia wiedziała co się stanie. Szatan ma dostęp do informacji o przebiegu naszego życia. Ja nie wiem jak to jest, ale nasze dusze są w przezroczystej klatce (ciele). Nie bierz tego dosłownie, bo chodzi o to, że nie ma nic zakrytego...

    Pojechałem na ponowne nabożeństwo do pobliskiej kaplicy. Kapłan mówił, aby westchnąć do Boga w ciszy i o coś poprosić. Napłynęło natchnienie, aby zawołać za dusze najdłużej cierpiące w Czyśćcu. W tej intencji odmówiliśmy koronkę do Miłosierdzia Bożego, a ja wprost czułem bliskość Matki Najświętszej, Pośredniczki łask płynących do mnie.

    Po błogosławieństwie Monstrancją i pocałowaniu relikwii JPII chciałbym tutaj zostać, modlić się z innymi, wołać i dawać świadectwo. Młodzież dalej śpiewała i to dla mnie: „Nie pragnę tego, co wielkie /../ jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza /../ złóż nadzieję w Panu teraz i na wieki”.

    Ja czuję, że moje ciało jest teraz jak ciche dziecko. Czy wykazałem się jakąś siłą woli? Może kontemplowałem lub ćwiczyłem jogę?

   Każdy łatwo zauważy, kto pomaga nam w pokonaniu samego siebie. Wracając w ciemności zauważyłem, że samochodem przejechałem żmiję...           

                                                                                                                                       APEL