opr. 1 sierpnia 2016 r.
Tamtego dniu obudziłem się z przekonaniem, że moja dusza „pracowała” przez całą noc nad zagadnieniem grzechu. Wczoraj nic nie planowałem, a dzisiaj wiem, że muszę jechać do sanktuarium, gdzie ostatecznie wróciłem do Boga.
Pragnę tam podziękować NMP Pocieszycielce Strapionych za otrzymaną łaskę zmartwychwstania, bo byłem wielkim Łazarzem ...
Nie zwracałem uwagi na przeszkody od złego, który podsunął mi „koszty”, ale nigdy nie ostrzegał mnie, gdy kupowałem wódkę. Nie posłuchałem rady żony, aby iść na mszę do naszego kościoła i nie obchodziły mnie dąsy córki, która nie chciała ze mną jechać.
Ja mam czynić Wolę Boga, bo tylko tak otrzymam pokój w sercu oraz spełni się pragnienie mojej wdzięczności. Po ruszeniu samochodem serce zalała tęskna miłość do Pana Jezusa oraz pragnienie przyjęcia Eucharystii, która jest źródłem mojej mocy i powoduje wzrost duchowy na początku nawrócenia.
„Jezu! Jezu! Jaki wiatr gna mnie do Ciebie? Nie chcę złota, zaszczytów i władzy...
Gdy przychodzisz nikt nie bije Ci braw!
Jak wypowiedzieć to, gdy wchodzisz w me serce nad ranem, a z duszy bije Twój Blask?
Panie mój! Przekazuję Ci radość mojego serca pełnego miłości do Ciebie”...
Po dotarciu na miejsce wołałem z wielkiej i prawdziwej radości: „dziękuję Ci Matko Boża, dziękuję Ci Jezu za łaskę przybycia tutaj”, a przed Eucharystią powtarzałem, że moje nawrócenie to dar otrzymany od Pana Jezusa i wciąż za niego dziękowałem.
Po Komunii św. znikła tęskna miłość, powaga i smutek, a do serca „wpadła” Radość Boża! W uniesieniu duchowym padliśmy z wiernymi na kolana i tak trwaliśmy w ciszy, a jej pragnienie po zjednaniu z Panem Jezusem pojawia się zawsze w różnym stopniu.
Nie wiem czy moje przeżycia miały już cechy mistyki eucharystycznej, ale chyba tak, bo właśnie zauważyłem wielką delikatność w ujęciu przez kapłana kielicha z komunikantami przed konsekracją. Nawet zapytałem retorycznie: „Boże czy on wie, że ja na to zwracam uwagę”?
- ”Pochylcie głowy do błogosławieństwa” ...jakież piękne! Nagle wszyscy ludzie stali się mali i „moi”, bliscy sercu, wszyscy tacy sami...nawet „nie widziałem ich ubrań”, bo „wszyscy byliśmy jedno”. Naprawdę tak to odbierałem.
Tuż po nawróceniu dziwiły mnie różne zjawiska duchowe. Dzisiaj, gdy opracowuję ten zapis podczas odmawiania koronki do Miłosierdzia Bożego przeżywałem to samo, ale od dawna wiem, że jest to odczuwanie ludzi jako dusz, a po Eucharystii ta część przeważa w zgromadzeniu.
Ja sam czytam to świadectwo zdziwiony, bo jest dowodem na niezmienność przeżyć duchowych. Nigdy wcześniej - bez łaski wiary - nie miałem takich przeżyć, a ci, którzy żyją tylko tym światem nie będą ich mieli.
Pomyślałem o prostych zaleceniach: patrz na wszystko duchowo i z punktu widzenia wieczności, staraj się wypełniać wolę Boga Ojca, a nie własne pomysły, trzeba stać się "niewolnikiem" Pana Jezusa.
Czas zleciał i żona umęczona zasypiała wcześniej...włożyłem moją dłoń w jej dłonie i poprosiłem o odmówienie w myślach „Ojcze nasz”, a po chwilce demon podsunął mi całą rodzinę tych, którzy mnie krzywdzili („drzewo”), ich sukcesy, machlojki i zło. Także za nich odmówiłem Modlitwę Pańską, przygarnąłem ich do serca i wszyscy „staliśmy się jedno”...
APEL