św. Jana Chrzciciela

      Dyżur w pogotowiu. Zrywają do wypadku w pobliskiej wiosce z mojego rejonu lekarskiego. W zmiażdżonym fiaciku zobaczyłem  mężczyznę, który nie dawał oznak życia. W Warszawie - w takiej właśnie sytuacji - lekarz zostawił w samochodzie żyjącą osobę. Obecnie w karetce „R” jest aparat ekg i stwierdzenie linii izoelektrycznej daje pewność ustania akcji serca. Odjechaliśmy.

     Po pewnym czasie rozległo się walenie do drzwi mojego pokoju. Serce zabiło mocniej, wybiegłem z duszą na ramieniu: na pewno przywieźli ofiarę wypadku, która ożyła! Wielka ulga, bo to tylko córka zabitego, która zemdlała w napadzie histerycznej rozpaczy.

    Jakże szatan umęczy ludzi. Namówi do jazdy po pijanemu, wpuści rozpacz, a na końcu przestraszy lekarza!

    4.00 Pędzimy z porodem. Ja lubię żartować po przebudzeniu, ale normalni ludzie są wówczas drętwi. Kierowca z którym jedziemy też lubi rozmawiać, ale o tej porze jest jak kołek i odpowiada „nie, nie wiem”. To poważny problem, ponieważ lubiący pospać nie nadają się do takiej pracy!

    Nikt tego nie bada i nie wymaga odpowiednich zdolności, ale przenieś to na samoloty wojskowe lub nocne autobusy. Wielu dorabia w pogotowiu. Po dalekim kursie (za granicę) prywatnym ambulansem przychodzi tutaj pospać.

    Przed pójściem do przychodni trafiłem do Domu Pana. Płyną czytania z ks. proroka Jeremiasza (1.17-19) „Przepasz swe biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę”. To wprost do mnie, bo pragnę mówić o Panu. Dzisiaj, po kaprysie Herodiady zabito św. Jana Chrzciciela największego pod słońcem, a najmniejszego w Królestwie Niebieskim.

    Konsekracja. „Patrzy” wizerunek Ducha Świętego, słychać trzask św. Hostii, a łzy płyną po mojej twarzy. Wołam tylko „Jezu! och Jezu! kiedy mnie stąd zabierzesz?”. Nie mogę wyjść z kościoła. Pod krzyż Pana Jezusa zawiozłem kwiaty i słoneczniki.

    8.00 - 15.15 Tyle trwał napór chorych. Jak człowiek to wytrzymuje?  W domu padłem w fotel i zasnąłem. Po przebudzeniu napłynęło pragnienie ponownej Mszy św. oraz odczucie, że dzisiejszy dzień mam poświęcić „za tych, dla których nie istnieje Pan Jezus”.

    Na ten moment w otwartym „Super Expressie” trafiłem na relację ze spotkania młodych u Cejrowskiego, gdzie jest zdanie: "Skoro książki negujące boskość Chrystusa"!!

    Biegnę ponownie do Domu Pana, płynie moja rozbudowana modlitwa. Popłakałem się podczas podchodzenia do Komunii świętej. „O Panie! szukam Cię i wciąż mi Ciebie brak. Gdzie jesteś Jezu mój? Ze mną bądź, ze mną bądź”.

    Wracając wstąpiłem na cmentarz, gdzie leży wielu znajomych. Wołam także za dzieciątka nienarodzone. Miłość, która zalała serce  trwała jeszcze trzy godziny.

    Jakże dziwne są drogi Pana. Przecież nie planowałem dwóch Mszy św. i nie wiedziałem, że będę miał tak wielkie przeżycia duchowe. W tv płynie spektakl o narodzie wybranym. W nagłej jasności ujrzałem fakt: Żydzi nie uznają boskości Pana Jezusa! Podobnie św. Jehowy i wyznawcy Mahometa.

     Podziękowałem Bogu za ten dzień...                                                        APEL