Wychodzę na Mszę św., a radość i miłość do Boga Ojca rozrywają serce. Niebo na wyciągnięcie ręki! Właśnie poderwało się stado gołębi i spotkałem „moje” bezdomne psy. Przypomniał się nocny powrót naszego sąsiada, którego pies przywitał głośnym szczekaniem.

   Pełen zadziwienia słucham okrzyki uwielbienia Boga (Ps. 98) „Pan będzie sądził ludy sprawiedliwie (...) święte ramię Jego uczyniło wielkie cuda (...) rzeki niech klaszczą w dłonie, góry niech razem wołają z radością”.

    Kapłan prosił w modlitwie, aby Światło Boże przeniknęło nasze serca, bo każdy powinien odczytać swoje powołanie. W Ew. 25. 14-30 przypowieść o talentach. Każdy dar trzeba rozwijać, mnożyć i dzielić się nim.

    Jakże ludzie chwalą się tym, co potrafią, a to wszystko dane. To tak jak z moim charyzmatem odczytywania woli Boga Ojca. Przecież sam z siebie nic uczynić nie mogę. Nawet nie potrafię dobrze pisać. „Patrzy” wizerunek Ducha Świętego, a właśnie zaczyna się „Ojcze nasz”.

     Padłem na kolana przed przyjęciem Komunii św. i wołam: ”Ojcze! Jakże chciałbym mówić o Tobie i dawać świadectwo wiary”. Popłakałem się, bo mam bardzo dużo pracy i mało czasu. Świętą Hostię ofiarowałem w intencji dnia, który przekazałem Bogu i Panu Jezusowi.

    „Ojcze! Do Ciebie pragnę wołać dzisiaj w dziękczynieniu jako zmartwychwstały". Słodycz zalała serce oraz usta, a po wyjściu z kościoła pojawił się piękny zapach.

  Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu. Koleżanka pojechała za mnie na daleki wyjazd, bo miałem jeszcze pacjentów w przychodni, a ja za nią do nagłego zgonu. Przy okazji zbadałem przestraszoną siostrę zmarłego.

    Po kilku godzinach wzywano do niej, że umiera! Okazało się, że nieprzytomna twardo spała po przyjęciu czterech tabletek na uspokojenie. Trwa zamęt tego świata. Oto dzieciątko napiło się zmywacza do tuszu.  

    Trafiam też do biednej wiejskiej chatki z trójką dzieci. Najstarsza, 12-letnia dziewczynka uratowała matkę chorą na cukrzycę (poiła ją słodkim płynem), która pobrała zbyt dużą dawkę insuliny i wpadła w śpiączkę hipoglikemiczną. Trójka tych dzieci jest półsierotami, bo ojciec zapił się na śmierć! Popłakałem się.

    Teraz chatka z chorymi, których zabieram do szpitala. Serce zalewa bliskość Boga i radość z pomagania. Z wyjazdu wracaliśmy krętą drogą. Taki najczęściej jest nasz powrót do Nieba.

    Przepływa dzisiejsze rozstanie z żoną (wyjechała) i oszukani turyści, którzy nie mogą wrócić z Turcji. Właśnie badam dziewczynkę i pytam jak wrócą do domu, bo zerwała się ulewa, a mają tylko rower. 

    Z samochodu przyniosłem „Endokrynologię kliniczną” z wizerunkiem Adama i Ewy, a to znak naszego wygnania z Domu Boga. Pan pokazał mi dzisiaj jak wielkimi jesteśmy tutaj sierotami. Z płaczem powtarzałem: ”Boże! Ojcze!”, a myśli uciekały do Pana Jezusa w Ogrójcu.

    Większość pragnie tego życia, a tylko garstka cierpi z powodu tęsknoty za powrotem do Nieba. Wołam w mojej modlitwie za takich, a to także za mnie. Płynie „św. Osamotnienie” (modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu), a przypomina się wcześniejszy wyjazd.

    W chatce wiejskiej widziałem taki obraz z  Aniołem podającym Panu kielich Męki. Nie mogę się ukoić. Krążę po placu wokół pogotowia, płynie koronka do miłosierdzia Bożego, a w ręku ciernie akacji

   Późno. Padłem, ale z umęczenia nie można spać, a właśnie ktoś z żartów wezwał nas do nocnego klubu! Trafiłem do świata hulanki i swawoli: pijanych i wrzeszczących dziewczyn, przytulających się i tańczących par. To niebo na ziemi, które serwują mass-media.

    Dyżur kończy  badanie pacjenta, który mówi: „do pana idę jak do ojca”!  Podziękowałem Bogu za ten  dzień.                                                   APEL