Odnalazłem miłość do Boga, a jest to ostateczny cel naszego życia. Wiem, że w każdym człowieku jest część Boska, a ja wyraźnie czuję to poprzez więź ze Stwórcą. Dlatego każdy człowiek ma instynkt religijny. Czuję też więź z podobnymi do mnie i pragnę ich spotkać, aby podzielić się tymi przeżyciami duchowymi.

   Już nie interesuje mnie świat tak jak dawniej...nie jestem już „normalny”. W sercu pojawiły się nowe autentyczne pragnienia:

1. ubóstwa...nie koniecznie w starym rozumieniu, bo chodzi tu o świadomą i spokojną rezygnację z dóbr doczesnych

2. seks zaczyna ciążyć, bo w myślach kusi czystość i miłość uświęcona

3. interesuje mnie asceza (rezygnacja z różnych przyjemności).

    Wiem, że „tamten” człowiek już nie żyje. Zewnętrznie jestem tą samą osobą, a z tego jasno wynika, jak trudna jest zewnętrzna ocena człowieka.

    Z niewolnika życia ziemskiego (mocy zła) staję się niewolnikiem Boga. Z wolna staję się "osamotniony" w środowisku, a nawet w rodzinie. Teraz bliski jest mi każdy człowiek cierpiący, który ma łzy w oczach.

    Ta pacjentka przychodzi do mnie od 15 lat. Zawsze jadła dużo tabletek od bólu głowy. To bardzo popularny nałóg na dwa składniki (kofeinizm i fenacetynizm)...dochodowy dla państwa. Dzisiaj jest u mnie, a łzy płyną jej po twarzy. Córka ma raka macicy i jest już po radioterapii...bardzo słaba.

   Z karty informacyjnej nie wynika nic złego. Muszę jechać, sam zgłaszam chęć pomocy (wizyta) i zapisanie odpowiednich leków. W tej chwili ci ludzie są mi najbliższymi.

- Proszę nie płakać przy córce i znosić to wielkie cierpienie mężnie.

    Wiem, że ta prosta kobieta nie ma pojęcia dlaczego tak się dzieje, może w myślach dziwi się dlaczego dobry Bóg pozwala na takie cierpienia. Nie wypada mi mówić o modlitwie, zbliżeniu córki do Boga, itd. Moja dusza rwie się do tego, ale ja jestem lekarzem. Wiem, że moje rady byłyby pełne...cóż nie jestem sam. Nie mogę...

    Jestem samotny, ale daj Boże każdemu taką samotność...z najlepszym Przyjacielem Jezusem Chrystusem. Poza tą łącznością nic więcej mi nie trzeba. To jest samotność, ale święta. Teraz rozumiem moje zadanie - jestem pośrednikiem pomiędzy Bogiem i Jego Królestwem na ziemi.

    Ktoś, kto pokocha Jezusa, pokocha wszystkich ludzi i świat. Miłość sprawia, że w codziennym życiu zbliżam się i odczuwam sacrum. Nie da się tego wytłumaczyć...żadnym słowem. Kontakt ze Stwórcą odbywa się poprzez modlitwę kontemplacyjną (miłosne uniesienie, błogostan...trudno to wyrazić).

    Ta modlitwa jest największą bronią. Wówczas niczego się nie boisz. Nawet twoje życie jest nieważne, bo wiesz, że zależy ono od Boga. Zawoła - pobiegnę z radością, każe trwać - muszę wytrzymać.

     W łasce wiary wszystko widzisz z góry, od Boga. Późnym wieczorem czytałem „Życie Jezusa" - coraz bardziej zaczynam rozumieć Jego cierpienia wynikające z wielkiej miłości do ludzi, którzy w tamtym czasie utknęli w Prawie i obrzędach zewnętrznych.

                                                                                                                              APEL