Zły nie daje spać, przerywa sen, wpuszcza koszmary...mignęła twarz złej pielęgniarki (tak będzie na jawie). Wreszcie budzi katar (mam tzw. zimne aglutyniny) i poczucie zimna, a po dodatkowym przykryciu się zrywa budzik (5.50) na spotkanie z Panem Jezusem.

    Wyszedłem w ciemność, a serce zalała radość i dziękczynienie za spowiedź i uczynioną jałmużnę. Płyną modlitwy poranne, bo  to był czas odmawiania całego różańca i innych narzuconych sobie wołań do Boga.

    Przy ołtarzu znalazł się mój kapłan, ale nie było nikogo do posługi! „Jezu mój...Jezu, ferie...tyle młodzieży”. Serce rozrywa ból, ponieważ widzę garstkę ludzi, głównie starsze panie...tyle idzie za Panem? Modlitwy i pieśni są dzisiaj śpiewane przez siostrę z głębi serca i przenikają moją duszę.

   Natchnienie sprawiło, że dzisiejszą Eucharystię i modlitwy mam poświęcić w intencji własnego zbawienia. Dopiero następnego dnia zrozumiałem, że nigdy nie wpadłbym na taki pomysł. Zawołałem o wybaczenie moich grzechów, a zły podsuwa obraz lekarza ginekologa (był taki na stażu), który rzucał się do aborcji z okrzykiem „juhu”...jak Indianin!

   Z radością odmawiałem modlitwy w drodze powrotnej, a dzisiaj „towarzysze” są czujni, a to jest szczególna przykrość, ponieważ widzę szkodę lub zgubę ich dusz! Ja muszę przyjąć cierpienie, a Stwórca im wszystko pokaże! Jest szansa, bo mamy wolną ojczyznę! W drodze do przychodni dodatkowo koi modlitwa prze­błagalna za dusze czyśćcowe.

    W czasie pracy napływa radość i pokój, bo nie ma pacjentów „dziękujących”...specjalnie prosiłem w modlitwie, aby nie przychodzili dzisiaj z darami. Dziwne, bo pojawiła się babcia o której wspominałem na spowiedzi, bo wcześniej nie chciałem jej drobnych darów, a właśnie przybyła z kawałkiem świeżego ciasta!

    Pan pokazuje wdzięczność z serca, a nie przekupstwo lub prowokację. Rozmawialiśmy o przeżytej wspólnie Mszy św. i pieczeniu rogalików. Zaleciłem jej, aby pytała o intencję podczas przyjmowania Eucharystii, ponieważ uczestniczy w codziennych nabożeństwach.

    Kończy się dzień przyjęć, ale właśnie napływają pacjenci i przedłuża się niepokojąco pobyt w gabinecie. Zrozumiałem to po 20 minutach po sygnale „lampka”, bo całkiem zapomniałem o krzyżu Pana Jezusa, a to dzień w intencji mojego zbawienia!

   Na końcu badam babcię...sztywną od parkinsonizmu miażdżycowego, która zawsze trzyma różaniec w ręku! W wielkiej senności kończę moje modlitwy! Przez cały dzień wypiłem tylko jedną kawę i trochę „Mazowszanki”...w ramach postu w intencji pokoju na świecie.

                                                                                                                                 APEL