Syn zadzwonił ok. 3.00...zacząłem mruczeć, że napuszczają na niego różnych „kolegów” i z nimi krąży po nocach. Kiedyś szczytem patriotyzmu stalinowskiego był donos syna na ojca! Żona kopnęła mnie pod kołdrą...
Zerwałem się przed budzikiem i teraz stoję w kościele, ale nic nie czuję. Po co tu jestem? Rozpoczęła się Msza Święta, a kapłan silnym głosem pozdrowił Pana Jezusa.
W jednej sekundzie zrozumiałem, że moc, którą daje mi Zbawiciel muszę przekazywać innym...szczególnie potrzebującym wsparcia duchowego, a takich jest wielu! Samo Imię Jezusa wywołało łzy w moich oczach, a padnięcie na kolana podczas Podniesienia...to najpiękniejsze chwile mojego życia!
W dawnych czasach litanię na końcu nabożeństwa traktowałem jako jego przedłużanie, a obecnie pragnę tego! W kazaniu wskazano na piątek jako dzień śmierci Jezusa...dzień żałoby z pytaniem: czy na zabawie spędzisz rocznicę śmierci rodziców? Pomyślałem, że w tym dniu muszę pracować w łączności ze Zbawicielem.
Podczas Eucharystii doznaję jakiegoś uniesienia...nie potrafię tego wytłumaczyć. Mam ciało, ale duch ogarnia wszystkich w kościele...jako niewytłumaczalną jedność i wielkość! Napływa wówczas tęsknota za Jezusem, ale dzisiaj nie mogę przystąpić do Komunii Świętej, bo trzeba być naprawdę czystym!
Poprosiłem Pana o przebaczenie za słowa wypowiedziane w nocy - muszę być pokorny, cichy, cierpliwy i znoszący cierpienia!
Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu. Wypiłem kawę i w myślach pochwaliłem żonę za dwie kokosowe babeczki. Z tęsknotą wyłapuję każde słowo z transmitowanej mszy radiowej, którą skutecznie zagłuszają rozmowy w dyspozytorni.
Teraz jestem u staruszki. którą znam z przychodni, a badanie zacząłem od podłączenia jej radia do dwóch płaskich baterii...przypomniał się sen z poprzedniej niedzieli w którym właśnie to robiłem. Czy wszystko jest zapisane? Czy ktoś żartuje ze mnie?
Znalazłem się też u 91-latka, weterana spod Kijowa, który żyje na rozruszniku.
- Ile będę jeszcze żył...
- Musimy wypędzić ruskich!
- Nie pojadę już nigdzie, nie będę kontrolował rozrusznika i wymieniał!
- To będzie samobójstwo.
Dzisiaj mam dyżur z kolegą, który podobno studiował teologię i jest oczytany, a ja mam wielkie pragnienie spotkania człowieka duchowego.
- Zauważyłem, że pan doktór zatrzymał się na rozdrożu ziemia-Niebo, bo mimo oczytania pozostaje człowiekiem ziemskim...to bolesny punkt!
- Jaki punkt, przecież Niebo jest w górze.
- U mnie stary człowiek umarł, bo sugerował, że mam flaszkę w szufladzie.
- Kiedy umarł...pyta zdziwiony.
- Tamten człowiek umiera codziennie...i nie będzie końca tego umierania!
- Jak to umarł?
- Najgorsze jest to, że umarł, ale może obudzić się i ożyć z podwójną siłą. Tłumaczę mu, że tamten człowiek to ciało, ale w uśpieniu zmysły mogą zgubić pewnego siebie człowieka duchowego.
- To idzie pan ku uświęceniu...czy pociąga pan za sobą żonę?
- Każdy ma inną ścieżkę i nie wolno nawracać „na siłę”! Szkoda, że pan doktór rozmawia ze mną normalnym językiem i wszystko bierze dosłownie...wielka szkoda, bo bardzo pragnę spotkać podobnego do mnie!
APEL