Dzisiejszej nocy mam dyżur pod telefonem, który jest częściową fikcją, ponieważ ludzie prości nie mają telefonów komórkowych, a nawet nie potrafią z nich dzwonić. Przed obudzeniem napłynęło, że „jestem małpą”...nie lubi mnie Szatan. Później w gabinecie będzie leżała karta chorobowa pacjenta o takim nazwisku, ale nikt się nie zgłosi.

    Zerwałem się i przeprosiłem Najświętszego Tatę za moje życie i pijackie wybryki jeszcze w zeszłym roku, bo przeszedłem ze śmierci do życia, a Pan Jezus z miłości do mnie został bestialsko zamordowany. „Niech cała ziemia śpiewa Panu Swemu”...z takim radosnym krzykiem powinniśmy chwalić i sławić Najświętszego Tatę (Adonai, Deus Abba).

    Eucharystia pękła samoistnie...”My”! Cóż mnie dzisiaj spotka? Przepływają obrazy nędzy tego świata i różne świństw z mojego życia. To Pierwszy Piątek i Msza Święta kończy się litanią do Serca Pana Jezusa oraz błogosławieństwem Monstrancją.

    Spieszę się do przychodni, ruszyłem bez świateł, a tu policjant do którego mówię z błaganiem, że jadę z Bogiem w sercu i jestem już spóźniony w przychodni. Odpowiedział słusznie, że „:dobrze, dobrze, ale niech pan uważa, bo może pan wcześniej spotkać się z Bogiem”.

    Dzisiaj będzie bardzo dużo pacjentów i ciężki dzień pracy. Teraz, gdy zapisuję ten dzień z Los Alamos płyną obrazy naświetlenia promieniami ze śmiertelnym zagrożeniem pracowników.

    Nie dokonałem przesunięcia roku w datowniku i prysnęła radość z pomagania, bo bardzo martwiłem się o recepty, ale później okaże się, że było ich niewiele!

    Skończyłem o 18.30 i zapaliłem lampkę pod krzyżem, która przewróciła się i zraniła mi rękę, a przypomniała się informacja o przechylonym bloku i masowe wypadki, bo jest ślizgawica.

     Wcześniej padłem umęczony i tak będzie przez całe lata...                                             APEL