Wigilia Bożego Narodzenia
Nigdy nie przypuszczałem, że ten dzień zacznę wczoraj wieczorem (o 22.30) i skończę nad ranem (o 3.30) po opracowaniu i edycji strony z intencją prowadzącą: za ludzkie słabości. Wystarczyły dwie godziny snu, aby trafić na Mszę Św. o 7.15 i błagać Boga Ojca już z samego rano za ludzkość całą z jej słabościami.
Popłakałem się podczas - śpiewanej przez siostrę organistkę - pieśni: „Boże wieczny, Boże żywy, Odkupicielu prawdziwy, wysłuchaj nasz głos płaczliwy /../ O Boże, człowiek m i z e r n y Ciebie czeka, Tobie wierny”...
Zważ, że tą intencję miałem już odczytaną w środę (21.12.2016), ale dopiero dzisiaj odmawiałem moją modlitwę i popłakałem się podczas błagania Boga Ojca. Poprosiłem o kolegów lekarzy z Izby Lekarskiej, aby zostali przebudzeni duchowo, bo cóż da im władza z tkwieniem w fałszu.
Przykre jest to, że bardzo trudno jest odmienić się samemu, a do tego w korporacji, która miała błogosławieństwo premier Ewy Kopacz i prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dano kiedyś ich zdjęcia w miesięczniku naszej OIL w W-wie z okazji wizyty w naszym samorządzie lekarskim.
Jakby na ten moment płynął śpiew przed Ew: „przyjdź i oświeć siedzących w ciemnościach i mroku śmierci”. Naprawdę prosiłem naszego Boga Ojca z twarzą w dłoniach i głosem płaczliwym...nie dla naprawienia mojej krzywdy, bo wystąpiłem o zabrania mi pwzl.
Właśnie w dzisiejszej Ew Łk 1,67-79 padną słowa: << Błogosławiony Pan, Bóg /../ jak zapowiedział /../ przez usta swych świętych proroków; że nas wybawi od naszych nieprzyjaciół i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą /../”.
Ja błagałem o przemianę duchową kolegów wg dalszych słów tej Ew.: „/../ dzięki serdecznej litości naszego Boga, z jaką nas nawiedzi z wysoka /../ by światłem stać się dla tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają /../”...
Dzisiejsza Eucharystia pierwszy raz przylgnęła do języka, a ja bardzo długo trzymałem ten Cud Ostatni. Nie wiem, co oznacza ten znak, ale w moim zrozumieniu język to „mowa” (czy mam milczeć?), bo naprawdę pragnę mówić tylko o Bogu. Później zostałem „objęty” przez Pana Jezusa („parasol na podniebieniu”).
Podczas wychodzenia z kościoła podszedłem do kapłana, który zna mój problem i prosiłem w krótkiej spowiedzi o przebaczenie walki mojego ciała o prawdę i sprawiedliwość. Tą czystość serca i duszy potrzebowałem, bo ciąży na mnie odpowiedzialność za dusze kolegów.
Trudno już jest odwrócić uczynione przez nich zło: zgony kolegów spowodowane wyrzutami sumienia, perturbacje małżeńskie i możliwość popełnienia - przez podobne do mnie ofiary, ale nie mające mocy Bożej - samobójstwa.
Wyszedłem, aby skończyć modlitwę za ludzkie słabości, a serce zalał smutek rozstania i wielka tęsknota za Bogiem Ojcem, a zarazem pragnienie wołania za kolegów lekarzy z samorządu:
„Boże mój i Panie mojej wieczności! Ojcze mój dziękuję za służbę Tobie i dzieło zbawiania...
Proszę Cię, Boże mój w intencji kolegów lekarzy, aby nie zginęli!
Boże! Ty jesteś moim i naszym Ojcem na wieki wieków”...
Wyszedłem i w wielkim bólu odmawiałem "św. Agonię Pana Jezusa" z koronką do 5-ciu św. Ran. Później, podczas pisania płynęły piękne melodie, a wśród nich „Cóż Cygan wart bez swej gitary”.
Popłakałem się, bo cóż ja jestem wart „bez Ciebie, Boże mój, Wieczny Ojcze i Królu Wszystkiego”...
APEL