Posiedzenie Sejmu RP

    Wstałem z wielkim trudem...mogłem mieć dzień wolny, ale narobiłbym wielkiego kłopotu pacjentom. W TVN płynie dyskusja o prawach i wolności posłów z propozycją ich ograniczenia, ponieważ wielu ich nadużywa.

   W drodze do kościoła wiedziałem, że jest to początek jakiejś intencji dotyczącej tego dnia („czy za nadużywających wolności?”), ale zaskoczyło mnie opracowywanie tego zapisu 10.01.2017, bo ta sprawa jest właśnie aktualna w obecnym Sejmie RP. To zarazem jest działanie Ducha Świętego, którego prosiłem o pomoc w aktualnym opracowywaniu mojego dziennika.    

   Wówczas podziękowałem Najświętszemu Tacie za jeszcze jeden dzień łaski, a obecnie dziękuję za wszystko...od równego bicia chorego serca, za przebudzenie się, sprawny samochód, którym podjeżdżam do kościoła w złą pogodę, a także za ciszę pozwalająca na wypoczynek i dobre mleko.

     Ja zarazem widzę naszą niegodziwość i nędzę z brakiem wdzięczności Bogu Ojcu, bo wciąż jest brak czystej wody święconej w pojemnikach, bo pan kościelny pomylił się z powołaniem! Nigdy nie splami się ubraniem komży i chodzi w Przedsionku Pańskim w ubraniu codziennym. Dzisiaj zapomniał nawet zapalić świece na Stole Ofiarnym, a posługuje tyle lat! Czas płynie i niedługo będzie miał to wszystko pokazane, ale będzie za późno. 

   W dniach posiedzeń Sejmu RP - jako wróg ludu - jestem bardziej pilnowany, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo państwa! Ponadto ma być rozpatrywana ustawa o lustracji i trzeba uważać na tych, „co nie są z nami”...

   W Świetle Boga widzisz naszą nędzę i bylejakość wszystkiego. Popłakałem się podczas śpiewu psalmu: „Błogosławiony, kto zaufał Panu”, a w czasie konsekracji serce chciało mi pęknąć: „Och! Jezu! mój Jezu! Jezu!! To jeszcze jeden dzień łaski Boga naszego!”.

    W tym stanie mógłbym odejść bez żalu z tego zesłania...z tej łez krainy! „Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami”. Po Eucharystii - jak nigdy - nastała święta cisza o którą kiedyś prosiłem kapłanów, bo gdzie i po co spieszyć się po zjednaniu z Synem Bożym!?

    Nie chciało się wyjść z tego miejsca świętego, a właściwie nie mogłem wrócić do ciała, bo dusza stęskniona Boga pragnęła trwać w ekstazie, ale wzywały mnie obowiązki. Nawet nie przypuszczałem, że będzie tak ciężko w przychodni (od 7.00-14.30) z późniejszym dyżurem w pogotowiu. Dodatkowo wezwano wizytę domową.

    Ja jestem na pensji, a zapisano wszystkich po radziecku do „przychodni”...nawet nie wiem, kto jest moim pacjentem. To nowa forma niewolnictwa. Nie wiem jak mam walczyć o swoje prawa, bo poprzez pośpiech lub odmowę można narobić sobie kłopotów.

    Pod koniec przyjęć zamykałem się z pacjentem...przed wpadającymi w ostatnim momencie. W ten sposób udało się załatwić wizytę domową i zdążyć na dyżur. „Panie Jezu! Zmiłuj się nade mną”!

    Teraz pod drzwiami gabinetu lekarskiego słychać kłótnię, bo znajomy wzywał karetkę do żony, która zemdlała, a kolega kierownik odmówił mu pomocy i miał pretensję do mnie! Dwa razy powtórzyłem, że nie mam z tym nic wspólnego!

   Przepłynął świat dochodzących swego: interweniujących, starających się o rentę, bardzo często krzywdzonych, ofiary bezprawia w b. Jugosławii. W telewizji pokazano protest hodowców drobiu, bo trwa import, a im jest trudno sprzedać swoje wyroby.

    Mam szczęście do pracy, bo już jestem u starowinki, która nas obdarowuje, a kolację spożywam w karetce podczas transportu chorego psychicznie. Jeszcze krwotok z dróg rodnych i dzieciątko, a to już 23.00! Dobrze, że to koniec tej udręki, bo jutro czeka mnie jeszcze cięższa praca w przychodni!

                                                                                                                                         APEL