Normalny dzień pracy, ale około 9°° następuje napływ myśli od nieprzyjaciela ..."jacy wstrętni są ludzie"..."obrzydliwe ich ciała"..."jak kaszle"..."grubas". Na pewno nie są to moje myśli. Odczuwam pewien "napór" i chęć wywołania złości lub rozdrażnienia. Po tym napłynął obraz "jasności" w której ujrzałem człowieka po śmierci - coś jak z  "życia po życiu"...

   Nie znam przyczyny tego ataku. Kilku chorych w podzięce - za moją bezinteresowność - życzyło mi długich lat życia i takiego leczenia.

   Dyżur. Już mnie wezwano do odległej wioski, ale po drodze musiałem wstąpić do domu, bo zostałem zawiadomiony, że syn przygotował się do ucieczki z domu! Coś narozrabiał w szkole, nie chce rezygnować z karate i krzyczał na mnie, że "jestem wielkim ojcem duchowy"...

- Rodzice zastępują ci Boga na ziemi, na się nikogo nie można trzymać przy sobie. Z tego zła, które czynisz w tej chwili diabeł skacze z radości...i ucieka od ciebie ze wstydu, że to robisz! Tak ze wstydu! Nieprzyjaciel wie co robi uderzając w najsłabszego w moim otoczeniu...nie posiadającego żadnego światła.

    Po zbadaniu staruszki zajrzałem do stajni, gdzie było kilku mężczyzn. Po słomie chodziła wielka świnia...zamroczona (po uderzeniu), zakrwawiona i bardzo stękająca. Nie wiadomo było co z nią robić. Mężczyzna w złości uderzył ją z całej siły jeszcze dwa razy w łeb. Pada i zdychała w drgawkach.

    Wracając do bazy ponownie wstąpiłem do domu - syn uciekł! Wielki wiatr, wichura, deszcz i zimno. Nawet cieszyłem się z tego utrudnienia, które może go zatrzymać. Nie wiem co robić, nadszedł smutek, ale wiem, że muszę tą sprawę oddać w ręce Jezusa. „Panie Jezu proszę Cię ześlij na niego i jemu podobnych światło!”

    Wróciłem do pracy, a tam nalany dla mnie koniak. Nie, nie - to dodatkowe kuszenie i próba utopienia smutku w alkoholu! Wiem, że to dzisiaj nie dla mnie. Próbowałem czytać piękną „Litanię kochających Jezusa”, ale nie szło.

    Z serca pełnego smutku wyrwało się wołanie: "Jezu mój! Jezu! Całe morze miłości na mnie wylałeś! Jak mam ją oddać? Jak? Twoja troska...Twój ból i Twój smutek moim jest! Panie Jezu, Zbawicielu, Ty wciąż czekasz na mnie!”

    Z radia popłynęła szybka melodia bluesowa, a ja wołałem w jej rytmie:

Smutek w sercu, czarny śpiewa - czy Jezusa zna?

Harmonijka płacze, struny serca drżą!

Czy to dla mnie śpiewasz czarny bracie?

Czy Ty znasz Jezusa? Jeżeli nie, to do kogo łkasz?...

    Zbuntowany syn wrócił szybko, bo nie jest łatwo ujrzeć swoje obdarowanie...trzeba je utracić, a często jest to wynik naszego buntu.

                                                                                                                         APEL