Dzisiaj mam dyżur i nie mogę być na Mszy Św. a pracę w przychodni zacząłem wcześniej...jakbym wyczuwał nawał z nękaniem, bo:

  • przebadana babcia wróciła...po pończochę

  • facet zwraca mi karteczkę, ale ze swojego „bałaganu”

  • telefony, wpadanie personelu, wzywanie na wizyty domowe

  • poza kolejką wepchał się obcy kapłan, który mnie obdarował...

    Tak trwa to do 14.30 i może nie warte byłoby użalanie się, gdyby nie fakt, że tak będzie całymi latami. Nikt nigdy mi za to nie podziękował, a przecież mogłem umrzeć z przepracowania. Po szybkim obiedzie zaczynam dyżur w pogotowiu i już jedziemy z porodem, a ja zasnąłem aż zesztywniała mi szyja.

   Teraz jestem u starszego małżeństwa, a przy okazji sprawdzam ustalone leczenie, bo jeden z leków szkodzi dziadkowi...wywołuje jego agresję! Personel jest „chory”, a demon nie śpi, bo trafia się zatruty alkoholem, który nas obdarowuje...w ten sposób ratuję współpracowników, a przez to mam grzech, bo postanowiłem unikać stawiania.

   Przy okazji załatwiam wizyty domowe...nawet zabieram mojego pacjenta do szpitala, bo ma ciężką dyskopatię L5/S1 z zespołem bólowo-korzeniowym (rwa kulszowa), a ten stan wymaga już pomocy neurologicznej, bo czasami dochodzi do porażeń. Nie chcę mieć kłopotów.

    W drodze powrotnej zostawiłem resztę podarunku od „chorego” bogacza, zabrałem kolację i wizerunek Pana Jezusa z Całunu, bo chciałem mieć ochronę. Tak się stało, bo po tym trafiłem do bardzo biednej półsieroty w odległej i zabłoconej wiosce.

    Pan Jezus sprawił, że kierowca wracał inną trasą i przejeżdżaliśmy koło „mojego” krzyża z płonąca lampką przy trasie E7. Sprawiłem jego podniesienie po złamaniu się przy ziemi (ze starości) z pęknięciem na pół wielkiej metalowej figury Pana Jezusa.

    Chciałem dojść jak doszło do postawienia tego krzyża, ale nikt nie wiedział, bo to było bardzo dawno. Dzisiaj, gdy opracowuję ten zapis (21.01.2017) trwamy razem, sprzątam i stawiam kwiaty...staram się, aby płonęła tam zawsze lampka.

   Pan dał mi odpocznienie, bo przestała działać radiostacja i na następny wyjazd musiał jechać zespół, który był na miejscu. Cała noc była spokojna aż do 6.40 i znowu trafił się poród...

                                                                                                                              APEL