Nie wiem jak jest u innych, ale mnie męczą sny. Dzisiaj spałem przy uchylonym oknie, a to sprawiło usztywnienie, bo przewiew kurczy mięśnie...stąd bierze się kręcz karku, a każdy zna ból podczas kurczu w łydce.

    Stękałem w słabości, bo wstawanie przypominało rozruch starego samochodu, a dodatkowo bolało mnie gardło. Ponieważ mam tzw. „zimne aglutyniny” (przekaz genetyczny) to każdy przeciąg wywołuje kichanie i katar...jak w alergii.

    Napłynęła bliskość Matki Bożej i Pana Jezusa, a we włączonej telewizji pojawiły się obrazy zniszczonej b. Jugosławii. Wyszedłem w ciemność na spotkanie z Bogiem Ojcem, a łzy zalały oczy z powodu  w y g n a n i a.

    Popłakałem się i wołałem: „Tato! Tatusiu!!” Tylko tyle, a jakie to daje ukojenie. Ja nie wiem jak żyje człowiek bez wiary, do kogo woła, a może przeklina. „Anioł Pański zwiastował”...

  ”Pan jest Pasterzem moim” i w piramidzie ludzkich potrzeb brakuje mi tylko Zbawiciela i życia wiecznego, które jest przede mną, a świadomość oczekiwania jest cierpieniem. Człowiek żyjący - tylko tym światem - zacznie wymieniać to, co mają inni, ale po uzyskaniu wszystkiego nadal nie będzie miał pokoju w sercu.

    W czytaniach padły słowa o Panu Jezusie, który pokonał śmierć...dotychczas władzę nad nią miał Szatan. Do czasu otworzenia Królestwa Bożego dusze dobrych i wiernych Żydów czekały na ten moment. Podczas psalmu: „Całym sercem radujmy się w Panu” wołałem do Boga: "jak ludzie mogą żyć bez Ciebie, Ojcze i jak ja żyłem?"

    Po wczorajszej słabości duchowej napłynęła bliskość Najświętszego Taty, a padły słowa, że: „Moje owce słuchają Mojego Głosu!” W Ew. Pan Jezus uzdrowił teściową Piotra. Czytałem w objawieniu osobistym, że była dość heterowata i złościła się na zięcia, bo nie łowił ryb, opuścił jej córkę i chodził za Nauczycielem.

   Pan Jezus pokazał jej, że ma moc uzdrawiania...krzyknęła tylko i usługiwała im! Zatrzymałem się na tym momencie podczas przepisywania tego świadectwa (04.02.2017), bo prawdopodobnie miała zapalenie płuc, które bez antybiotyków kończyło się wówczas śmiercią.

    Na tamtej Mszy św. płynęły też zawołania o zabłąkanej ludzkości oraz pomagających chorym fizycznie i duchowo, którzy w ten sposób służą Jezusowi!

    Podczas konsekracji wzdychałem ciężko: „Jezu! Jezu mój...przyjmij ten dzień i bądź ze mną”. Z płaczem potwierdzałem moją niegodność. Po powrocie do łask Boga...jakby na znak znalazłem 20 gr. a wczoraj 1 gr.! To dało szczęśliwe karciane „oczko”. Jakiś bardzo wierzący wskaże na moje trwanie w zabobonach, ale niech mu będzie!

    W przychodni trwała ciężka praca (7-16), a to dzień postu w intencji pokoju na świecie (na ręce Matki Bożej). Pośpiech i próba na koniec, bo ostatnia pacjentka była po usunięciu żołądka z powodu raka. Pomogłem jej z całego serca...zeszło godzinę na badaniu, napisanie wniosku do sanatorium oraz wypisaniu recept.

    W pogotowiu, bo miałem dyżur ukoił sen, a często zdarza się, że po przyjściu z przychodni trafiałem na zamęt. Po czasie jedziemy drugi raz z tą samą pacjentką na neurologię, a to sprawia, że mogę odmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz moją modlitwę (jest w instruktażu). Neurolog wahał się, bo nie miał miejsca w oddziale, ale w końcu machnął ręką i przyjął chorą!

    Teraz trafiłem do biednej rodziny z uczuloną dziewczynką i ponownie jechaliśmy do szpitala, a ja kontynuowałem modlitwę. Jeszcze biedak ze złamanymi żebrami i trzeci raz mogłem odmówić koronkę oraz skończyłem moją modlitwę.

  Tak minęła północ...koniec postu! Pan obdarował personel dwoma siatkami gorącego pieczywa...łapczywie zjadłem 4 bułki!

                                                                                                                                APEL