Przed przebudzeniem o 4.00 w samochodzie widziałem dwóch znajomych, a jednego określiłem jako „przykładnego akcjonariusza skompromitowanego ministerstwa”.
Nigdy sam nie wymyśliłbym takiego określenia, które jest prawdziwe w 100%, bo to bardzo dobry pracownik ministerstwa, które padnie dzisiaj w Sejmie RP. Nie będzie już ukochanej MO...tylko policja. Łatwo jest zmienić mundur, ale trudniej duszę człowieka!
Przytuliłem się do żony, a w moich połączeniach mózgowych trwał sekundowy dialog...
- dzisiaj musisz zrezygnować (ze współżycia), właśnie dzisiaj (piątek)...
- dlaczego...przecież mogę ofiarować coś innego?
- najwięcej grzechów jest tego typu, dużo dusz cierpi w czyśćcu...to jest odpowiednia ofiara "tu i teraz"!
To można porównać do wejścia w butach do salonu, nikt tego nie zabrania, ale każdy wie, że tak nie wypada! Dodatkowo przypomniała mi się sekundowa łączność z Bogiem Ojcem!
„Ojcze nasz...Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, który cierpiałeś za mnie Bolesną Mękę spraw, aby Duch Św. nigdy mnie nie opuścił...teraz i na wieki. Zdrowaś Maryjo...”
Dodatkowo z Nowego Testamentu przeczytałem o zabraniu Ciała Pana Jezusa. Nagły smutek zalał serce, w oczach pojawiły się łzy, a po siedzeniu w ciszy pojawił się Pokój Boży. Ten smutek przerastał nasze normalne odczucia.
Przed wyjściem stałem w milczeniu przy drzwiach i wyszedłem w ciszy...krok za krokiem z pochyloną głową, a moje powolne ruchy były dostojne jak u kapłana podczas nabożeństwa. To jest absolutne przeciwieństwo diabelskiego pośpiechu. „Cóż znaczę dla Ciebie Jezu”?...powtarzałem.
Bardzo wolno jechałem samochodem i w takim stanie znalazłem w gabinecie lekarskim, gdzie przywitał mnie Gliniany Jezus, który wykonała dla mnie pacjentka w Instytucie Reumatologii, gdzie się specjalizowałem.
Po pewnym czasie „ujrzałem” konstrukcję dwóch światów i zrozumiałem, że trzeba żyć w łączności z Panem Jezusem...w naszych myślach, słowach i uczynkach. Trwał ciężki dzień, ale wszystkich załatwiałem, tak jak mogłem najlepiej i całkowicie bezinteresownie.
Właśnie kobieta wciskała mi 10 tys. a ja „przekazałem odmowę na ręce Pana Jezusa...za pazernych i nieuczciwych”. Pocieszyłem też bojącą się śmierci...przecież Pan Jezus pokazał, że nie umieramy i najważniejsze jest nasze zbawienie, bo cała reszta jest dodana. Wszystko jest prawdziwe w naszym kościele...wszystko!
W nawale pracy miałem też niespodziankę, bo „nadkierownik" wytypował mnie do odznaczenia 11 kwietnia 1990 r.! Napisałem w tej sprawie pismo do naszej dyrekcji:
<<Uprzejmie informuję, że należę do osób, a ten pogląd przekazywałem już wcześniej, które nie uznają żadnych odznaczeń. W związku z powyższym serdecznie przepraszam wszystkich, którzy w dobrej wierze pragnęli wyróżnić mnie i wynagrodzić. >>
Nie wypadało żartować o rekinie, który połknął Polaka i Ruska...po pierwszym miał mdłości, a przy drugim po każdym odbiciu wypluwał order!
Podczas picia kawy, w gwarze personelu doznałem wstrząsu na samą myśl odznaczania, gdy wychodzę przed ludzi, a do mojej piersi przypina się jakąś blaszkę! Moim znakiem jest krzyż Pana Jezusa w sercu!
Mam jeszcze kilka minut do dyżuru w pogotowiu, a na pocieszenie płynie piękna muzyka. Dodatkowo uśmiecha się babcia z plakatu reklamującego lek, a wzrok zatrzymał wizerunek Jezusa na krzyżu. Ja wiem, że jest to podziękowanie za dzisiejsze przyjęcie cierpień...nawet napływa, że „dam ci tysiąc pocieszeń”!
To prawda, bo pocieszenia od Boga są lepsze niż forsa, wódka, karty, pozorna wolność, zło, szum i chwała ludzka. Teraz wiem, że wybrałem prawidłową drogę. Ilu idzie tą drogą? Ilu zrezygnuje z darów dobrowolnie?
Na początku dyżuru z „Apelu Miłości” pada zapytanie: „czy potrafisz pocieszyć Jezusa w Jego smutku poprzez czułość i współczucie”? Jak ja to wszystko pojmuję! Jak to wszystko jest mi bliskie! „Jezu mój, Jezu, Jezu”...
Teraz trwa krótka, ale bardzo ciężka dyskusja z kolegą lekarzem, prawdziwym ateistą, racjonalistą i praktycznym materialistą. Trafiam w niego z ciężkiej armaty...
- Doktorze! Pan nie chce później istnieć? Pan chce się rozpaść? Czy pan wierzy, czy nie będzie pan istniał...nie w dziełach...pan będzie normalnie istniał! Zważ, że ludzie niewierzący bardzo chcą żyć! Nie mógł tego odeprzeć.
Późno, czytam o Eucharystii, a narasta głód Białego Chleba. Wcisnąłem się pod kołdrę w pozycji wyprostowanej ze złożonymi rękami i wołałem do Pana Jezusa, któremu wszystko przekazuję i z Nim staram się być w stałej łączności, a takich chwil jest coraz więcej.
APEL