Noc w pogotowiu przespana, ale na koniec nie możemy wyjechać, bo kierowcę złapała „biegaczka” (biegunka). Ja w oczekiwaniu czytam „Apel Miłości”, gdzie jest pokazane działanie złych sił na pacjentów (zawsze jest to odwrócone):

- konający z powodu nieuleczalnej choroby jest zalewany wiarą w uleczenie i życie, a także w uratowanie przez cud. Chodzi o to, aby nie przygotować się do śmierci. Szczególnie będzie atakowany odwrócony od Boga i kochający to życie.

- chory mający szansę i możliwość wyleczenia ma odbieraną ufność, budzi się w nim zwątpienie, a myśli są kierowane ku bezsensowi terapii i samobójstwu.

    Wróciliśmy z wyjazdu, a ja zamiast modlitwy „znalazłem się” na zebraniu dotyczącym zwalniania ludzi z pracy, bo trzeba zrobić stanowiska dla bezrobotnych. Najlepiej wyrzucić dwuzawodowców...szczególnie krzywdzących moją osobę!

   Złapałem się na tym i w ciszy pokoju lekarza dyżurnego zacząłem odmawiać „Ojcze nasz”. Zawołałem też: „Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, Ty dla mnie cierpiałeś Mękę! Ty wskazałeś na Ducha Św.! Bądź ze mną teraz i na wieki,wieków”.

    Zły nie dawał za wygraną, bo w tym miesiącu mam niesprawiedliwie ułożony dyżury...postanowiłem, że przyjmę to z pokorą i nie będę się skarżył. Nie pamiętam, bo może dodałem intencję, ale „teraz znalazłem się” u „nadkierownika” ze spisem wszystkich dyżurów w tym roku.

    Usiadłem w smutku, spojrzałem na Jezusa w kalendarzu i uśmiechnąłem się do siebie z powodu tych kuszących „marzeń”! Całe piekło jest wybrukowane takimi „dobrami” chęciami. Większość neguje istnienie demonów i traktuje takie myśli jako swoje!

   Około godziny 18.00 w ciszy działki stwierdziłem, że wolny dzień powinien oznaczać większą ilość modlitw, zadumy oraz szczególnych czynności! Jednak Zły zawsze chce nas oszukać.

     Zawsze marzyłem, aby zobaczyć miejsca, gdzie przebywał Jezus. Właśnie pokazują takie obrazy w TVP skojarzone z muzyką oraz falami uderzającymi o łódkę, a w magazynie katolickim dano piękne zdjęcia z tamtych stron. Samo Imię Jezusa wywoływało łzy w oczach.

    W domowym zaciszu myśl pobiegła do inwalidy Roberta z programu „Telewizja nocą”, a od niego do Pana Jezusa. Moje serce zalała wielka tęsknota...

     <<Jezu mój, najdroższy Zbawicielu sama twarz wpada w dłonie! Jak mam wyrazić moją tęsknotę?

         Ty, Jezu szumu świata nie lubisz i w ciszy serca przychodzisz...na palcach

         Ja krzyczę do Ciebie w milczeniu: niech Twoje będą moje myśli, słowa i czyny

         Niech Twoje będzie moje serce, Nauczycielu Dobry>>.

    Ja jestem po dyżurze, późno, ale nadszedł czas modlitwy. Ktoś, kto nie przeżywa tego nie pojmie mojego cierpienia. Zapaliłem świeczkę i bardzo wolno mówię „Ojcze nasz”, a serce „otworzyło” się na Boga Ojca, bo moja dotychczasowa wiara sięgała Jezusa. To było pierwsze uczucie, które trwało 1-3 sekundy, tak jakby Bóg-Ojciec chciał mi powiedzieć: „Oto Jestem”.

    Jezus jest mi bliski, wyobrażalny, stał się dla nas człowiekiem. Bóg Ojciec jest trudny do ogarnięcia. Ponownie zauważyłem, że po modlitwie „Ojcze nasz” brakuje modlitwy do Jezusa i zawołałem: "Panie Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, który za mnie cierpiałeś Mękę i wskazałeś na Ducha Św. bądź ze mną teraz i w godzinie śmierci”...

    Łzy same leciały z oczu (dar łez)...naprawdę płakałem. Położyłem się i stało się jasne wcześniejsze działanie złego (sztuczki), zapomnienie o modlitwie, gadanie i szum tego świata.

      „Dobranoc Panie Jezu! Dobranoc!"...

                                                                                                                            APEL