Kończę dyżur w pogotowiu...obudzony delikatnym pukaniem z Nieba, a to czas na „Anioł Pański”. Mam pragnienie bycia na Mszy św. o 7.30, ale jestem pierwszy na kolejce wyjazdowej. Tylko łaska Pana może to sprawić!

    Chyba uda się, bo czekam gotowy w samochodzie, ale już dopada mnie „towarzysz – sanitariusz”, a pielęgniarki „biegaczki-przelatywaczki” są na stanowiskach. Taki jest już los "wroga ludu"...

   Do kościoła przybyłem na czas, ale Msza św. zaczęła się wcześniej! Intencję tego dnia oddałem na Ręce Pana Jezusa...przecież tyle jest potrzebujących: „Panie Jezu! Ty wiesz komu przekazać, bo wielu prosi dla innych”. Skulony, w ławeczce odmawiałem „Ofiarowanie i Odnalezienie Pana Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej”...

    W przychodni był wielki nawał chorych, ale szło błyskawicznie...nie przyjmowałem żadnych darów. Przewijali się ludzie umęczeni obowiązkami, ale w tym momencie nie wiedziałem, że taka będzie intencja modlitewna tego dnia.

    Oto chory mąż, a jego żona wychowuje dzieci i studiuje, starsi rolnicy nie mający komu oddać gospodarstwa, siedemdziesięciu-latkowie żyjący pracą, samotna inwalidka, porzucona wychowująca dziewczynkę...to tylko mała garstka, która przybyła jako znak...na zakończenie tego dnia!

   W południe napłynęło wielkie pragnienie modlitwy...prawie omdlewałem i naszym językiem nie można tego przekazać! „Anioł Pański”, a tu dobra zupa pomidorowa ze świderkami i kurczak (stołówka na miejscu, bo mamy oddz. wewnętrzny).

    Pan zalał moje serce i duszę niesamowitą miłością i pokojem...teraz już wiem, że jest to wzmocnienie przed zwiększonym wysiłkiem (drugą falą napływających chorych). Nikomu nie odmówiłem pomocy i tak będzie do 15.00.

    Moje serce zalał wielki smutek, a z umęczenia popłynęły łzy! W tym smutku już wiem, że koronka do Miłosierdzia Bożego będzie za umęczonych pracą i mam zapalić lampkę pod krzyżem. Wczoraj na dyżurze przejeżdżałem tamtędy i zrobiło mi się przykro, ponieważ zapomniałem o tym.

    Płynie „św. Osamotnienie” Pana Jezusa, a serce zalewa to właśnie cierpienie: „Jezu! Jezu! Jezu!". Ten ból trwał jeszcze w domu i w tym stanie odmówiłem koronkę UCC na kolanach, a później padłem z umęczenia i migreny w 3-godzinny sen.

   Z przerwami udaje się odmówić moją modlitwę z odczuciem umęczenia Pana Jezusa! Z duszy wyrwał się krzyk: „Jezu! Jezu! Jezu!...jakże Ty byłeś umęczony, spracowany”.

    Intencję potwierdziły obrazy protestujących robotników. Moje serce zalewał ucisk, a oczy wypełniały łzy! To ból Pana Jezusa, a dla mnie łaska, bo uczestniczę w Jego cierpieniu...

                                                                                                         APEL