W naszym posłuszeństwie są tylko dwie możliwości:
1. „bądź Wola Twoja” czyli wykonywanie Woli Boga Ojca! „Gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa”. Od początku mojego nawrócenia wiem, a dokumentem jest mój dziennik, że posłuszeństwo Ojcu Prawdziwemu jest najważniejsze.
Jakby na potwierdzenie tego „spojrzał” Pan Jezus z Całunu, a „Prawdziwe życie w Bogu” otworzyło się na słowach Pana Jezusa: "Wszystko, co robisz w Moje Imię, wychwala Mnie, a ciebie oczyszcza”.
2. „bądź wola moja”...to bezmiar możliwości, a na szczycie tej piramidy jest służenie Bestii oraz jego wysłannikom (bożkom), którzy pragną: złota (symbolu posiadania), niewiasty (symbolu używania życia) oraz władzy...w tym nad światem!
Dzisiaj takich opętanych kultem zabijania jest (ISIS), a pokazano to w programie „Ewa Ewart poleca”. Nawet zwierzęta tego nie czynią, bo kot poluje na myszy i gołębie, a wilk na owce. Zdziwienie budził pan, który urywał gołębiom główki i wypijał ich krew! A cóż dopiero człowiek mający przyjemność ze ścinania niewinnych, strzelania z samochodu, a nawet do swoich współbraci „w wierze”, aby oszukać filmikiem o ich „męczennikach”.
Znamy to wszystko z wysadzenia bloku przed inwazją na Czeczenię! Lepiej, gdyby tacy nie narodzili się, bo za ten krótki czas demonicznego uniesienia wpadną w wieczny ogień. Namiastką piekła są błyski naszych wyrzutów sumienia.
Musisz zrozumieć, że do połowy mojego zesłania żyłem wg woli własnej. Na samo wspomnienie tego czasu doznaję wstrząsu, bo wiele razy - na własne życzenie - mogłem pożegnać się z tym światem! Wyrażę to krótko: żyłem w ciemności. Gdzie wówczas trafiłbym po śmierci?
Nie wiedziałem, że dzisiaj spotkają mnie na Mszy św. o 7.00 tak wielkie przeżycia, pełne uniesienia duchowego i łez. Pierwszy wstrząs to był śpiew Ps 22/21 „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił? Szydzą ze mnie wszyscy /../ Sfora psów mnie opadła, otoczyła mnie zgraja złoczyńców/../.
W śpiewie przed Ewangelią podano intencję, bo „Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci”… Później była czytana Męka Zbawiciela (Mt 26, 14-27, 66). Eucharystia utrzymywała się w ustach bardzo długo...bez mojej ingerencji, a nawet pewnego zagapienia się.
Po zakończeniu Mszy św. w ławce dziękowałem za Ten dar Boga naszego i wołałem: „Ojcze mój! Tato! Spraw, aby był posłuszny do końca. Nie zabieraj mi tej łaski”. Trwałem na kolanach, a płynęły dwie wstrząsające pieśni: „Ludu mój ludu” oraz „Jezu Panie, Boże miły. Baranku bardzo cierpliwy. Wzniosłeś, wzniosłeś na krzyż ręce Swoje, gładząc nieprawości moje”.
To wszystko pasowałoby do Wielkiego Piątku, bo dzisiaj był czas Chwały Zbawiciela jako Króla. Poprosiłem Boga o pomoc w zapisach. Zapytasz: co to daje? Nagle napływa chęć opracowywania i edytowania dziennika, a edycja strony trwa 3-5 godzin.
W godzinach popołudniowych Maryla Rodowicz śpiewała: „Niech żyje bal” ze słowami zaproszenia, bo jeszcze grają, drzwi są otwarte, później nie zaproszą nas wcale. Łzy zalały oczy, bo sercem znalazłem się przy otwartym Królestwie Niebieskim, gdzie zaprasza nas Bóg Ojciec i cierpliwie czeka.
Ja sam czynię to od lat, ale z małym skutkiem, bo trudno być prorokiem we własnym kraju. Popłakałem się i pocałowałem Pana Jezusa na krzyżu („Pasja”) z klęczącą i obejmująca Stopy Pana Jezusa!
Ta intencja skończy się wstrząsem duchowym i płaczem następnego dnia przed Mszą św. wieczorną, gdy na tablicy ujrzę zamordowanego Zbawiciela na krzyżu z modlitwą o odpuszczenie naszych grzechów i zdaniem z dzisiejszego psalmu: "Przebodli moje ręce i nogi, policzyć mogę wszystkie moje kości”. Moje serce zalał ból, a łzy płynęły po twarzy...
APEL