Prima aprilis (z łac.; Prima dies Aprilis) czyli dzień żartów...

    W środku nocnego dyżuru w pogotowiu alkoholiczka wezwała nas do swojego zdrowego męża. Wtedy dbano o zdrowie poddanych, a właściwie okupowanych i dyspozytorka nie miała prawa odmówić wyjazdu...nie tak jak teraz!

    Wprowadziła mnie do pokoju obok, gdzie na stole stała pusta butelka po wódce, a na nas patrzył wielki obraz MB Częstochowskiej. „Chory” wyraził zgodę na badanie, a żona żądała zabrania go do szpitala, ponieważ chce umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym.  

   Ona wie o mojej wierze, a nawet wspomniała o radzie, którą dałem jej córce, aby wszyscy zwrócili się o pomoc do Matki Bożej, bo alkoholizm u kobiet jest dużym problemem i sami sobie nie poradzą.

  Rano napłynęła postać Lecha Wałęsy z MB Częstochowską w klapie oraz Mieczysław Wachowski jego zausznik (w moim języku „aniołek”)....szef gabinetu prezydenckiego. Po latach zostawi swojemu pryncypałowi parę groszy na koncie fundacji.

   Szykuję się do pracy „w młynie na górze” (przychodni), a już dopada mnie „umierająca”, która z daleka woła...”halo! halooo!”, co dzisiaj, gdy to opracowuję kojarzy się z prezydentem „Darz bór” - Komorowskim i jego „hohohoooo!”

   Po zastrzyku uspokajającym przestała bać się śmierci, a ja musiałem zgrzeszyć, bo wczoraj nie zgłosiła się do odhaczenia w Urzędzie Pracy. W bałaganie pomyślałem, aby za każdego takie pacjenta odmówić „Zdrowaś Maryjo”, ale to nie udało się, bo dzisiaj przybyło ich więcej niż przewiduje „polska norma”.

   Tak miesza się przeszłość z teraźniejszością, ale wróćmy do gabinetu lekarskiego, gdzie pacjent obiecuje, że namaluje mi MB Pokoju z Medziugorja! Na ten moment z impetem wpada żona „umierającego” w nocy. Poprosiłem ją, aby mąż ofiarował swoje cierpienie w intencji pokoju w Jugosławii. Popłakała się ...

   Biedna przyniosła kawę, a ja jej synkowi dałem czekoladę. Jakże chciałbym pracować tam, gdzie nic nie przynoszą, bo trudno jest walczyć z ludźmi, a sam lubię obdarowywać innych. Później zostanę całkowicie zepsuty...

   Wreszcie stała się cisza w której odmówiłem „Pod Twoja obronę” i napisałem do pisma „Nie z tej ziemi”, ponieważ pragnę przekazać moje doświadczenia w odczytywaniu Woli Boga Ojca. To uda się i trafię na zorganizowany przez ten miesięcznik kongres w Krakowie.

   Na działce przycinałem drzewka i reperowałem płotek...wykopałem trzy jodełki pod figurę Matki Bożej, ale w przesadzeniu przeszkadzali „patrioci”, bo jeden zagadywał, drugi właśnie wyrzucał śmieci, a trzeci zaczął pomagać przy kopaniu. Taki dołek to świetne miejsce na „schowek”...drzewko rośnie, a tajemnica wagi państwowej czeka na ujawnienie.

   Syn jest w rozterce, bo szuka swojej drogi, a zły go oszukuje: jak był na studiach to kusił go pracą, a teraz zaleca naukę i studia! Oszust i kłamca działa zawsze odwrotnie do tego, co wyznaczył nam Bóg Ojciec, a większość nawet nie próbuje odczytać swojego powołania.

   Późno. Wszyscy śpią, a mój wzrok padł na wizerunek Pana Jezusa z Całunu oraz „patrzył” Pan Jezus w koronie cierniowej. W sercu pojawiły się słowa Zbawiciela: „jedni drugich brzemiona noście”. W tym momencie zrozumiałem, że moc w odganianiu złego jest w Panu. Sam nie dasz rady...

   Padłem na kolana i wołałem: „Jezu mój! Dziękuję Ci za rodzinę, za wszystkich razem...dziękuje za Twoich Aniołów i Twoja ochronę! Jakże mi przykro, że jesteś pomijany, niechciany i odrzucany. Dalej niesiesz Swój krzyż. Matko. Matko. Matko!”...

       Podziękowałem za ten dzień...                                                                                APEL