Dzisiaj mam jechać na spotkanie z rodziną w sprawie spadku po rodzicach, a tak się złożyło, że wszystkich zwołano na g. 17.00 i nie będę na nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

   Z tego powodu pojechałem na Mszę św. do kaplicy Miłosierdzia Bożego z nadzieją, że litania będzie tam śpiewana przed Mszą św. ale nie było organisty, który czynił to wcześniej. Nie docierały czytania dosłownie (nie działało nagłośnienie) i w przenośni (w myślach "rozmawiałem" z okupującymi spadek).

    Zadowolenie sprawiła choroba księdza - dyrektora, który wreszcie nie żartował podczas spotkania z Panem Jezusem, bo złapał zapalenie płuc. Przed laty dałem mu całość dokumentacji dotyczącej obrony krzyża powalonego przez dzikiego psychiatrę z odwetem urzędasów z Komory Lekarskiej, które miał przekazać abp Zygmuntowi Zimowskiemu Przewodniczącemu Papieskiej Rady ds. Służby Zdrowia (zmarł 12 lipca 2016 roku).

    Arcybiskup był z naszej diecezji i mieli spotkać się w tym ośrodku. Efekt był taki, że odpowiedź napłynęła z bolszewickiego Departamentu Dialogu Społecznego Min. Zdrowia, któremu wówczas przewodził Andrzej Włodarczyk. Ten "Sługa Życia" napadł na mnie - jako prezes Okr. Izby Lekarskiej w W-wie - razem z obecnym ministrem Konstantym Radziwiłłem z powodu mojej wiary. Mają kłopot, bo nie umarłem...

    Ksiądz - dyrektor nigdy nie zapytał mnie (obrońcę krzyża) o moją krzywdę. Ja wiem jak są obsadzane takie stanowiska...także w hierarchii kościelnej, która nie została zlustrowana. Spróbuję podejść do nowego biskupa, bo będą „huczne” obchody 10-lecia tej placówki.

    W śnie zostałem postraszony wypadkiem z przechodzącą...widziałem urwaną nogę i lejąca się krew. To było tak jak na jawie. Eucharystia ułożyła się w łódkę (pomoc), a później - przed samym wyjazdem - z kieszeni kurtki wypadł św. Michał Archanioł, którego poprosiłem o dodatkową ochronę, bo po drodze jest wiele niebezpieczeństw.

   Faktycznie wybiegły dzieci, ale zatrzymałem się i pozwoliłem im przejść...z podwórka patrzyli nieodpowiedzialni rodzice. Później trawiłem na wielkie stado zmęczonych krów z cielakami oraz konie ze źrebakami, a nigdy nie wiadomo, co taki może uczynić.

    Nie posłuchałem niechęci do wyjazdu, bo okazało się, że złośliwie nie przybył bratanek, który zajął całe mieszkanie po sprzedaży własnego domu, a należy mu się - wg księgi wieczystej - tylko 1/15 z każdej posiadłości. Wielka jest głupota takich ludzi, bo stracił swój dom, remontował bezprawnie własność wspólną, zadłużył się i ma plan dalszego remontu, ale już własności żony!

    To był dzień zmarnowany duchowo, ale tak żyje większość różnych właścicieli, a można to ujrzeć w aferze "reprywatyzacyjnej". Spotkałem też emeryta leśnika, które kilka razy zapraszałem do kościoła (człowiek wiekowy), ale „ciągnie wilka do lasu”, ponieważ pod swoim blokiem zrobił ogródek i krząta się w nim od rana do wieczora.

    Natomiast sąsiadki „balkoniary” klepią głupoty na cały głos terroryzując sąsiadów, inne biegają za pieskami, dużo nudzi się na ławkach, a większość z bolszewickiego rozpędu „czuwa” w oknach w ochronie „samych swoich”.

    Ja kiedyś żyłem pracą, dyżurami oraz organizowaniem zespołów do pokera i drinkowania. Piszę to, bo Pan Jezus uratował mnie, abym ostrzegał innych, co czynię z małym skutkiem, bo wiara upada...

                                                                                                                                      APEL