Nie planowałem Mszy św. porannej, a Zły natychmiast zalecił „dalsze pospanie”...większość idzie na to, a czekały mnie wielkie przeżycia.

   Po wyjściu do kościoła płynęła koronka do Miłosierdzia Bożego, a później serce zalało poczucie Dobroci Pana. Tyle lat to znałem, a w naszym kościele jest wizerunek b. Alberta z tym napisem: "Dobry jak chleb". Dopiero teraz odczułem to w mojej duszy.

   Nawet teraz, gdy to piszę łzy zalewają oczy, a towarzyszy temu ucisk w sercu. „Pan jest dobry jak chleb...Pan jest dobry jak chleb...jak chleb”, a wiedz, że bardzo lubię chleb codzienny. Pomnóż to przez miliard miliardów, z zrozumiesz moje pragnienie Eucharystii, która jest Chlebem Życia dla duszy.

   Zdziwiony słucham słowa (Rdz 17, 1.9-10.15-22) kierowanego do 99-letniego Abrama: << Ja jestem Bogiem Wszechmogącym. Służ Mi i bądź nieskazitelny>>. To Pan mówi wprost do mnie, bo mam do wykonania zadanie: przepisanie dziennika duchowego. Wówczas mógłbym odejść z poczuciem wykonania zadania.  

   Psalmista właśnie woła (Ps 128[127]: „Szczęśliwy człowiek, który służy Panu i chodzi Jego drogami. /../ Tak będzie błogosławiony człowiek, który służy Panu”.

    Na ten moment Pan Jezus uzdrawia trędowatego: <<Chcę, bądź oczyszczony>>. Ja takim byłem, bo C2H5OH + hazard wiodły mnie do śmierci prawdziwej (zabijałem swoją duszę).

   Podczas Eucharystii zostałem objęty przez Ciało Pana Jezusa. Pokój Boży zalał moją duszę, napłynęła moc i słodycz...zalewająca także usta. Nie ma takiej na ziemi, bo jest to słodycz płynąca do ciała z duszy…chciałbym, aby trwała do końca świata i w wieczności.

   Inaczej jest, gdy słodycz odczuwamy w ustach i odbieramy tą przyjemność w mózgu, bo po czasie następuje przesyt. Nigdy nie ma tego po Eucharystii!

   Wyszedłem z kościoła i krzyczałem w duszy: „Cóż Ci Jezu damy za Twych łask strumienie?”, a wracając do domu śpiewałem „Grajcie Panu na harfie, grajcie Panu na cytrze /../ za cuda te fantastyczne”.

    „Nie ma mnie bez Ciebie, nie ma mnie”…śpiewa młody człowiek, a za jego plecami jest wielki obraz Jezusa Miłosiernego. Wprost chciało się krzyczeć; „Panie Jezu! nie ma mnie bez Ciebie, naprawdę nie ma mnie, nie ma, nie ma". Z powodu miłosnej tęsknoty zacząłem grać na akordeonie: „chodźcie wszyscy do Jezusa, do Światłości, która nie gaśnie…chodźcie padajcie na twarze, chwalcie Jego Imię”.

    Pojechałem na nabożeństwo do Najśw. Serca Pana Jezusa, a później wyszedłem i słuchałem Mszy św. na zewnątrz kościoła. Zły sugerował pójście do domu, ale  zauważyłem trędowatych z powodu alkoholu, którzy czekali na spotkanie w budynku parafialnym.

   To okaże się kluczowe w odczycie intencji, bo przepłynie moje życie i współcierpienie z nimi (mam odjęty nałóg). Ten dzień wróci podczas jego opracowywania (04.07.2017), bo wówczas będę wołał do Boga w mojej modlitwie.

   Podczas litanii do Najśw. Krwi Pana Jezusa popłynie moje błaganie za takie dusze, które znałem oraz za takie, które potrzebują naszego wstawiennictwa, a po Eucharystii chciało mi pęknąć serce.

    Ja nie wiem jak to wszystko wytrzymał Zbawiciel z powołanymi, a to nie byli podobni do mnie tylko wzięci z ludu...z łodzi (Piotr) i z urzędu skarbowego (Mateusz), itd. Nikt wówczas, a także oni nie wiedzieli o Prawdzie naszej wiary i stanowili jawną „sektę” odstępców, którym groziła śmierć...

   Na końcu pożegnaliśmy się z odchodzącym od nas kapłanem, któremu życzyłem „zobaczenia się w Królestwie Bożym"...

                                                                                                                                    APEL