W śnie byłem w sytuacji zagrożenia życia, bo miała przybyć grupa zabójców z karabinami. Gdzie możesz schować się w pomieszczeniu z dywanem i kilkoma ozdobnymi drzewkami. 

    Pasuje tutaj wołanie psalmisty z 25 lutego: gdybym „miał skrzydła jak gołąb” to uciekłbym daleko i zamieszkał na pustyni...prędko bym sobie wyszukał schronienie, bo "przemoc widzę w mieście i niezgodę”. Jednak podtrzymuje nas Pan Bóg, który nie pozwoli, aby „zachwiał się sprawiedliwy”. Ps 55

    Po przebudzeniu padłem na kolana i wolno odmawiałem „Ojcze nasz” z prośbami przy każdym zawołaniu. Wstałem i zapisywałem zaległości, bo diabeł zrobił nam zamieszanie poprzez dobre serce żony (”zajechali nas goście”).  Napłynęło natchnienie, aby pojechać na Mszę św. o 7.00.

    Przykro, bo trafiłem na Aniołki Charliego...nie trzeba więzienia z drutami kolczystymi aby ograniczyć wolność człowieka. Tak jest od 25 lat...ja do kościoła, wszystko opisuję, ale jestem niebezpieczny. Szkoda mi tych braci, bo grzeszą i marnują czas. Narażają przy tym moje życie.

    Powinno być odwrotnie, bo ci, którzy nami rządzą są opętani. Prawi Polacy powinni śledzić wrogów naszej ojczyzny, kanalie na górze i na dole. Właśnie ich „papież” Putin przestraszył nawet Donka i Bronka. Wcześniej im nie przeszkadzał, cieszyli się, gdy ciała kwiatu Polaków przywieziono w porozrywanych i pomieszanych kawałkach.

   Zapisuję to, a właśnie płynie reportaż o księdzu Romanie Kotlarzu, którego bezpieka zamordowała na raty, bo oprawcy bili go regularnie i umarł biedak...na „zapalenie płuc”!

    Tow. Putin przebudził naszych „przyjaciół” z Zachodu, ale feministki nadal manifestują, a Robert Biedroń wyśmiewa patriotyzm. Premier już nie gra w piłkę tylko robi przegląd naszego „wojska”...chyba już nikt nie wierzy, że o brzozę rozbił się samolot prezydencki. W TVP Historia trafiłem na bombardowanie ośrodka mającego wyprodukować rakiety V2 oraz skutki ataku na Londyn.     

     W świątyni padłem na kolana i napłynęło poczucie obecności Boga, a właśnie prorok przekazywał skargę ludu (Iz 49, 14-15), że Pan o nich zapomniał i ich opuścił.  "Czyż może niewiasta zapomnieć o swoim niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie". 

    Jedynie w Bogu spokój znajdzie dusza. "Tylko On jest opoką i zbawieniem moim, twierdzą moją, więc się nie zachwieję”. Ps 62 Na ten moment płynęła pieśń: „Twoja wola wszystko może. Ty nad nami zlituj się”.    

    Podczas adoracji napływało 'proś', ale mnie jest nijako, bo mam wszystko. Zawołałem do Boga w intencji córki i kolegów lekarzy, aby nie zginęli. Św. Hostia pękła na pół (zapowiedź cierpienia). Zesłabłem w ciele i z pochyloną głową zasnąłem na sekundę. Przykro, bo tuż po zakończeniu nabożeństwa „wszyscy uciekli” z nieprzyjemnym rumorem...nawet zostawiano otwarte drzwi kościoła.

   Trafiłem na reportaż o umierającej z powodu wielkiego guza twarzy, płakali też rodzice chłopczyka u którego nie rozpoznano nowotworu mózgu, a w telewizji Trwam była scena oczekującej na śmierć, która chwaliła Boga i na pożegnanie z uśmiechem pocałowała matkę...

    Podczas odmawiania mojej modlitwy prawie „umierałem”, a każde zawołanie Pana Jezusa na krzyżu w „św. Agonii” wywoływało dreszcz przepływający przez ciało, które całkiem zesłabło.

    Popłakałem się podczas czytania słów z modlitwy Jana Pawła II do świętego Józefa: „Patronie umierających, naucz nas sztuki umierania na co dzień, aby zawsze być gotowym na radosny powrót do domu Ojca”...                                                                                                                                                                                                                                      APEL