Na koniec dyżuru w pogotowiu przeniosłem zapiski dziennika do samochodu, a wówczas wszystko „wystukiwałem” na maszynie. Zważ, że to było dopiero 5 lat po „okrągłym stole”, a ze mnie zrobiono wymyślonego wroga władzy okupacyjnej. Właśnie pozdrowiłem kolegę wyglądającego z przychodni, a jest dopiero 6.50!

   Dzisiaj, gdy to przepisuję (12.08.2017) dodam, że w 2015 roku włamano się do moich komputerów („na chama”) i dalej stanowię - już jako ofiara psychuszki - obiekt zainteresowań „patriotów”.

   Wrogiem nie są islamiści do których trzeba podchodzić z pełnym miłosierdziem głoszonym przez puczystów („świeczkowych”), ale wierni słudzy Pana Jezusa dający świadectwo Prawdzie. Zaczadzenie przez Szatana trwa i wierni władzy ludowej nadal są czujni.

   Nie wiem dlaczego napłynął obraz gułagu, ale wówczas czułem się taką ofiarą...chociaż nie byłem za zasiekami. W czytaniu (2 Sm 1,1,4) o Dawidzie w serce wpadło słowo  o b ó z, a jest to odpowiednik naszego zesłania na ziemię...po wcieleniu duszy („Obozu Ziemia”).

   Dzisiaj, kapłan w czasie konsekracji mówił bardzo wolno. Popłakałem się, ponieważ miałem odczucie, że płynie to z ust samego Pana Jezusa! Po Eucharystii zostałem całkowicie odmieniony i z kościoła wyszedłem z otwartym sercem.

   W rejestracji żartowałem, że „dzisiaj będzie zły dzień, ponieważ jest mało ludzi” (była tylko jedna karta), a „zagadującemu” koledze wypowiedziały się słowa: „ja już byłem na Mszy św. a ty krążysz...nawróć się!” Z piosenki radiowej popłynęły słowa:„dzisiaj chce się żyć!”

    Teraz przepływa umęczony lud: bezrobotny, dręczona przez wypędzoną córkę z trójką dzieci, starsza i schorowana, która nie ma komu przekazać gospodarstwa, przestraszona śmiercią (umierają nagle w rodzinie), bojąca się nowej szkoły, żółty z powodu wirusowego zapalenia wątroby (nagły pobyt w szpitalu) i tacy, co nie mogą umrzeć (ciężko chory 80-latek).

   W południe nastąpił koniec, a to czas na „Anioł Pański”. Moją duszę zalało działanie Ducha Świętego. Nie wytłumaczę tego naszym językiem. Nagle poczułem oddalenie od ciała…spokojnie mógłbym oddać życie za Pana Jezusa!

    W wyobraźni znalazłem się wśród oprawców nękających mnie powtarzanymi przesłuchaniami, bezsennością i biciem po twarzy. W takim stanie nie robi żadnego wrażenia bycie w gułagu z opieką „krok w krok”.

   Z powodu bólu duchowego w gabinecie padłem na kolana, a wzrok zatrzymał Pan Jezus Gliniany, którego mam na ścianie (płaskorzeźbę wykonała i podarowała mi pacjentka z Instytutu Reumatologii, gdzie się specjalizowałem).

   Później w sekundowym śnie (potrafię spać jak Napoleon na koniu) „ujrzałem” na mojej piersi wielki złoty medalik z Matką Bożą! Po powrocie z pracy, w ciszy domowej padłem na kolana i odmawiałem drogę krzyżową, a straszliwy ból zalewał serce. To było współcierpienie i umieranie ze Zbawicielem...o f i a r ą  bestialstwa! Nie da się tego wypowiedzieć...

   W telewizji podano informację o porwaniu i zamordowaniu dla okupu córki piosenkarki Eleni, a w Sarajewie pocisk trafił w plac zabaw dla dzieci (szóstka zabita, wielu rannych). Nadal nie mogłem doznać ukojenia, bo moje serce dalej zalewał ból współcierpienia ze Zbawicielem.

   Wzrok zatrzymała książeczka „Droga do Nieba", która otworzyła się na pieśniach dotyczących Męki Pana: „Mój własny Apostoł wrogów na Mnie zwołał /../ Smutna dusza Moja aż do śmierci będzie /../ Judaszowa chciwość /../ uderzają w policzek zelżywie /../ Ukrzyżuj Go!"...

   Skończyłem modlitwy, żona zapaliła świeczkę przed kolacją. Pocałowałem Pana Jezusa Miłosiernego, a łzy zalały twarz: Jezu mój! Jezu! To Twoje Św. Imię, które Zbawia! Panie mojej obecnej chwilki i mojej wieczności.

   Przyjmij moje cierpienia w intencji zbawienia dusz - ofiar różnej przemocy, aby nie zwątpili i ujrzeli Twoją Chwałę! Twój Krzyż! Twoją Mękę, która nas zbawiła i zbawia oraz daje uświęcenie. Ty, Jezu mój! Ty wskrzesiłeś mnie. Ty i ja...MY!

                                                                                                                                  APEL