Po kilku dniach przerwy czułem, że będę miał ciężki dzień pracy, ale nie przypuszczałem, że udręka potrwa od 7.00-19.00. Przykro mi, że nie mogłem być na Mszy św. i to w pierwszy piątek m-ca. Cały czas miałem pomoc Boga, bo wysiłek przekraczał ludzkie możliwości.

   Na szczycie udręki pisałem - skomplikowane zaświadczenie na rentę - ewidentnie skrzywdzonemu. Biednej chciałem dać karetkę do szpitala, ale nie zgodziła się kierowniczka, bo płaci za to. Dwadzieścia lat młodsza od chorej i b. bogata („Ford”, willa)...nawet nakrzyczała na mnie. Takie otrzymałem podziękowanie za mój wysiłek.

   Łzy zakręciły się w oczach i to niezasłużone cierpienie dołączyłem do męki Zbawiciela. Na szczycie mojej udręki zgłosiła się żona chorego psychicznie i prosiła o pomoc, bo jest zagrożona cała rodzina. Pojadę do niego w niedzielę pogotowiem.

   Ból zalewał serce, ponieważ trwa wojna na Ziemi Świętej. Przepłynęły obrazy związane z intencją: zamach na Jana Pawła II, zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, nasze dzieci, które cierpią, bo nie ochrzciliśmy ich na czas (bunt po nagłej śmierci córeczki) oraz kierowca, który w trasie doznał zawału serca i trafił do mnie na dyżurze w pogotowiu.

   W telewizji płakały dwie babcie, które zapisały mieszkanie obcym („za opiekę”), a teraz są wyrzucane na bruk. Wielka jest piramida takich cierpień. Na jej szczycie jest nasz Zbawiciel, który został bestialsko zamordowany...za odkupienie nas i otwarcie bram Królestwa Bożego!

   W ręku znalazł się wizerunek Pana Jezusa z Całunu, którego św. Oczy wyraźnie uśmiechały się. To było podziękowanie za moje dzisiejsze poświęcenie się dla chorych i biednych. Tak było, bo wczuwałem się w ich cierpienia...wprost „byłem z nimi”.

                                                                                                                             APEL