Dzisiaj jest zalecenie modlitw za dusze krewnych. Prawie całą noc opracowywałem intencje i byłem pusty na Mszy św. o 6.30. Po Eucharystii - w litanii do Serca Pana Jezusa - wołałem za dusze lekarzy z którymi spotkałem się w życiu (intencja wczorajsza).

    Szczególnie przykro jest tym, którzy - po prawdziwej stronie życia - wiedzą, że w sposób bolszewicki uderzyli we mnie...obrońcę krzyża. Wiedzą, że podnieśli rękę nie na mnie, ale na Tego, który mnie posłał.

   Ja im wybaczyłem, a wczorajszy dzień i moje wołanie do Miłosiernego Boga Ojca jest dla nich ochłodą. Na końcu otrzymaliśmy błogosławieństwo Monstrancją...

   Pod garażem Szatan rozproszył mnie zalecając „dobro: czyli zmianę opon letnich na zimowe. Zapytasz jak to się stało, przecież ćwiczę się w odróżnianiu natchnień. Przed wjazdem napłynęło przypomnienie...jakby od Anioła Stróża: "opony". 

   Nie odróżnisz takiego natchnienia od kuszenia...tym bardziej, że planowałem to uczynić i miałem moc, aby wyjąć zimowe opony z garażu. Nigdy nie robię takich rzeczy po Mszy św. a w tym wypadku po błogosławieństwie przez Pana Jezusa. Wszystko poznasz po owocach...

    Czekałem jako drugi w kolejce nie wiedząc, że spec spóźni się. W tym wypadku chodziło o moje rozproszenie, zmarnowanie godziny, którą w kuszeniu miałem przeznaczyć na modlitwę za krewnych, ale całkowicie „nie szła”.

   W takich chwilach zaczynasz szereg razy "Ojcze nasz" tylko „ustne”. Bogu Ojcu jest to niepotrzebne, bo taka modlitwa przypomina „pańszczyznę duchową”. Tuż po nawróceniu narzuciłem sobie wszystkie cz. różańca, ale dzisiaj już tak nie potrafię. W bólu rozłąki z Deus Abba wołam jak dziecko, a po odczytaniu intencji płynie modlitwa zjednoczenia, która daje ukojenie.

   Postanowiłem, że pojadę na Mszę św. wieczorną także z wystawieniem Monstrancji i czytaniem próśb modlitewnych. Intencja wyklarowała się przed wyjazdem do tej kaplicy z relikwiami s. Faustyny i Jana Pawła II.

   Na karteczce podałem prośbę modlitewną za Kubę Wojewódzkiego, który różaniec traktuje jako akt nienawiści. Obawiałem się, że kapłan nie wymieni jego nazwiska. Jednak przekazano z innymi i później odmawialiśmy koronkę do Miłosierdzia Bożego.

   W oczekiwaniu na nabożeństwo - w wielkim uniesieniu wołałem (moja modlitwa) - za tych, których czeka gehenna. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że istnieje życie wieczne...nie zastanawiają, że posiadają duszę i ranią Boga grzechami w myślach, słowach i uczynkach.

   Ta Msza św. to było Misterium. Dodatkowo w serce trafiło wyznanie św. Pawła (Rz 9, 1-5), który ubolewał na naszą niewiarą. „/../ odczuwam wielki smutek i nieustanny ból /../ Wolał bowiem sam być /../ odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich /../”.

   Mnie też jest przykro, że naród wybrany trwa w odwróceniu od naszego wspólnego Boga Ojca. Ja to rozumiem, bo często wołam za innych z przyjęciem cierpień zastępczych. Podczas modlitwy serce chciało mi pęknąć, bo całe grupy braci i sióstr czeka po śmierci zagłada.

   Cóż da posiadanie całego świata, gdy stracisz na duszy? Błagałem Boga Ojca za: szyderców, morderców, prostytutki i alfonsów, antykrzyżowców...w tym żyjących kolegów z samorządu lekarskiego w W-wie, pedofilów, sodomitów i współżyjących ze zwierzętami oraz dzihadystów, ludobójców wszelkiej maści, masonów i opętanych intelektualnie...

    Na końcu organista pięknie śpiewał: „Święty Boże, Święty mocny, Święty, a nieśmiertelny zmiłuj się nad nami”. Wszystko zakończyło błogosławieństwo Monstrancją i wstrząsającą pieśnią: "Jezu ufam ufam Tobie, Ty do serca przytul mnie. Jezu ufam ufam Tobie, grzech mój zmywa Twoja krew."  Grający na organach podarował mi obrazek Pana Jezusa Miłosiernego z Janem Pawłem II.

   Teraz, gdy to zapisuję wracają wstrząsające przeżycia, ból ściska serce, a z oczu płyną łzy...

                                                                                                                                  APEL