Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu ze słoneczną pogodą, radość zalewa serce, a modlitwa płynie sama...chce się żyć i jeździć karetką. W tym czasie wzrok zatrzymują przydrożne figurki i wiejskie kapliczki. Na ten moment trafiłem do chaty z obrazami: Matki Bożej z sercem w koronie i białą lilię oraz Pana Jezusa w geście zaproszenie.

   Z chorym pojechaliśmy do szpitala, a w drodze poprosiłem go o ofiarowanie swojego cierpienia Matce Bożej...z prośbą o prowadzenie. W izbie przyjęć spotkałem znajomą pielęgniarkę (leczenie paliatywne z powodu nowotworu). To nie było przypadkowe, bo zagadnąłem ją w sprawie Sakramentu Pojednania.

    Znałem ją jako obojętną duchowo, a wiem, że podczas zakończenia naszego życia toczy się śmiertelny bój o każdą duszę ludzką. Nie oponowała, rozumiała powagę sytuacji. Ja wówczas takim mówię, że przekazuję tylko prośbę od Boga Ojca.

  Na następnym wyjeździe popłynie koronka dziękczynienia: za pokój w moim sercu i duszy, za wszystkie dary od Jezusa Chrystusa. To „Najjaśniejszy Pan”, Król mojego serca i duszy. Dziękuję za rodzinę, pokój w ojczyźnie i posiadanie kościoła.

   Teraz trafiłem do porodu w mieszkaniu z wielka figurą Matki Bożej. Mówię do rodzącej, że nie przybyłem tutaj przypadkowo, ale mam przekazać od Matki, że wie o pani. Trzeba Jej zawierzyć ten czas i dzieciątko, a cierpienie przekazać w intencji pokoju w Jugosławii.

   O to samo proszę pacjenta z przewlekłym zapaleniem wątroby, a znam się na tym, bo to była moja praca specjalizacyjna. Powiedziałem mu: „sam pan widzi, że medycyna jest bezradna, a ja jako lekarz proszę Matkę Bożą o pomoc w różnych sprawach”.

   W tym radosnym dniu...nawet zmiennik przybył wcześniej i trafił na babcię w ambulatorium pogryzioną przez psa, która śpiewała mi piosenkę o dziewczynie porzucającej miasto dla mężczyzny mieszkającego na wsi.

   W czasie badania tłumaczyłem jej, aby zakochała się w Niebie, bo żyje tylko tym światem i ziemią: dosłownie (rolniczka) i w przenośni (zapomniała, że mamy duszę). Kręciła głową zadziwiona, a ja widziałem, że to spotkanie było zorganizowane w Bożej Centrali.

   Przy okazji kolega, który „startował na księdza” dowiedział się, że modlitwa i odczytywanie woli Boga Ojca to zadanie naszego życia, a to zarazem moja ścieżka wyznaczona przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

    Po dyżurze pojechałem na działkę, aby w samotności i ciszy odmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz wołać do Boga Ojca w intencji dzisiejszego dnia. Zapaliłem lampkę Panu Jezusowi Miłosiernemu, wyświęciłem budkę, padłem na kolana, a podczas odmawiania mojej modlitwy napływały osoby przyjaciół od dzieciństwa, ze szkoły podstawowej i zapoznane później.

   Sam się dziwiłem: gdzie oni teraz są, czy żyją? „Panie Jezu, Miłości moja, bądź uwielbiony i zmiłuj się nad nimi i ich duszami”. To trwało, nie było mnie dla świata, a serce zalewał wielki pokój.

   W oczekiwaniu na telewizyjne spotkanie z Wałęsą włączyłem program na temat naszych przyjaciół. Preferowałem modlitwy za nieprzyjaciół, ale jest zrozumiałe, że mamy wołać też za przyjaciół. Z drugiej strony większość moich pacjentek (zdrowych babć) prosi Boga o zdrowie, a później  chwali się zdrowiem o które się modliła.

   Dziwne, bo w różańcu Pana Jezusa wypada wołanie za rodzinę...dodałem przyjaciół żyjących i zmarłych. „Panie Jezu proszę o Światło Boże dla kolegów żyjących oraz o Twoje Miłosierdzie dla dusz zmarłych.”

„Dziękuję Ci, Panie Jezu za ten dzień. Dziękuję Najświętszy Panie Panów...mój Bracie i Przyjacielu!”

                                                                                                                             APeeL