Dzień Dziadka

     Dzisiaj przekażę moje przeżycia duchowe związane ze świeckim wspomnieniem (także mojego święta), ponieważ mam jednego wnuczka. Dzwonił tradycyjnie wczoraj do babci, pozdrawiał mnie, a ja chciałbym poprosić, aby poszedł w mojej intencji na Mszę świętą.

   Każdemu z nas jest potrzebna prośba do Boga, a szczególnie miła jest, gdy płynie z serca dziecka...jeszcze nie splamionego tym światem.

    W drodze na Mszę św. poranną nie szła modlitwa, a serce zalewała pustka duchowa. Przypomniał się art. redaktora naczelnego miesięcznika „Egzorcysta” 11/2014, który pisał o tzw. „Nocy ciemnej” wg przekazu św. Jana od Krzyża.

   Zawsze dziwi mnie przepisywanie przeżyć, które są dostępne każdemu mającemu wiarę jak ziarnko gorczycy. Zagłębił się w temat, a to jest zwykłe odejście tatusia od dzieciątka, które rozgląda się, szuka wzrokiem, biega i w końcu płacze. Tata jest zadowolony, przytula swój największy skarb i ciszy się z jego miłości.

   Tak też jest w moim przypadku, bo chciałbym, aby Tata był zawsze ze mną. Za jego przyzwoleniem i dla mojego dobra jestem poddawany różnym doświadczeniom, które służą wzrastaniu duchowemu. W tym mieści się też pozwolenie na ataki szatana.

   Niekiedy trudno jest odróżnić „pozostawienia” mnie od sprytnego kuszenia. Te doświadczenia pokazują nasze obdarowanie i ujrzenie morza błahostek, którymi szatan straszy ludzi. Po opuszczeniu Tata wraca zawsze z podwójną mocą i chce się płakać z radości, bo można się wówczas modlić i wszystko związane z naszym pobytem tutaj staje się nieważne wobec poczucia Jego Obecności.

   Właśnie w ręku mam słowa, które 20.04.1991 roku Pan Jezus przekazał mi poprzez Vassulę Ryden, że nigdy mnie nie opuści. Problem jest w nas samych, bo 99% ludzkości Bóg Ojciec nie jest potrzebny...całe kraje, a można rzec, że kontynenty wypędziły Stwórcę. Na Mszy św. nie miałem wielkich przeżyć, ale Eucharystia przyniosła pokój duszy z którym wróciłem do domu.

   Podczas spaceru z wielką mocą odczułem, że zapomniałem o moich dziadkach. Żadnego z nich nie poznałem...jeden zmarł tuż po wojnie i nawet nie ma żadnego grobu, a na grobie drugiego byłem z ojcem ziemskim, który też już nie żyje przeszło 20 lat.

   Późniejsze wstrząsające przeżycia duchowe wyjaśniły przeszkody...żona nie miała chęci jechać do pobliskiego Sanktuarium Maryjnego, które dodatkowo było nieczynne. Jak czują się w Niebie, gdy w braku intencji nie odprawia się Mszy św.!

    Na kilka przyjazdów dwa razy trafiłem, że nie było nabożeństwa...także w Pierwszą Sobotę. Matka Boża płacze, bo niszczą nam kościoły, a tu nie ma chętnych do uczestnictwa w Misterium, które przekracza nasze największe wyobrażenie z Cudem Ostatnim (Eucharystią).

   W momencie najwyższego rozgoryczenia i chęci odjazdu w złości...pojawił się kapłan, a ja prawie umierałem podczas zamówionej w biegu Mszy św. Wprost krzyczałem do Boga Ojca w intencji dziadków, prosiłem o przelanie na mnie części ich grzechów i za nich w ich przekazałem poranną i obecną Eucharystię. 

    Po powrocie popłakałem się w garażu, a to wyjaśniło wcześniejsze przyniesienie do domu gałązki akacji z kolcami, która symbolizowała czekające mnie cierpienie…

                                                                                                                                 APeel