Na dyżurze w pogotowiu o 1.30 zrywają do wypadku. Po moim zapytaniu o intencję modlitewną napłynęło: czy wsiadając do karetki przeżegnałeś się? Faktycznie nie uczyniłem tego, a praca jest niebezpieczna.

   W ciemności uczyniłem znak krzyża i przypomniało się moje wczorajsze kazanie do personelu, że wielu i to katolików wstydzi się tego znaku, a wykształceni samej Eucharystii, bo to obciach. Natomiast redaktor w telewizji nie mógł wymówić Imienia Jezusa i z kłopotami dawał opis „ten, tam Najwyższy”.

  Zacząłem odmawiać różaniec Pana Jezusa, a trzykrotne „Ojcze nasz” wymawiałem w uniesieniu. Poprosiłem Boga o spełnienie pragnienia wykonywania Jego Woli, a podczas przejazdu stwierdziłem, że ta praca sprzyja modlitwie, bo istnieje pewna intymność…

    Na miejscu trafiliśmy na straszliwy wypadek...w „Hondzie” ściętej przez drzewo nie żyło dwóch pasażerów, a kierowca ciężko ranny dotarł do wsi...teraz pojękuje: „Jezu! Jezu!! dlaczego ja nie zginąłem?” Przekazałem go karetce „R”. Dla odmiany i zmiany modlitwy na cz. radosną jedziemy do matki karmiącej z zastojem pokarmu i gorączką. Ile kłopotów niesie nasze normalne życie?

    Podczas opuszczania dyżuru w sercu popłynie pieśń: „Panie! Ty widzisz krzyża się nie wstydzę, krzyż mój całuję”...tak jest naprawdę i już zostanie. Przypomniałem sobie zmarłego ojca stolarza, który w swoim warsztacie szczycił się krzyżykiem, a wielu wówczas zdejmowało ten najświętszy znak na ziemi.

   Wczoraj postanowiłem być na Mszy św. o 12.00 w moim rodzinnym kościele, gdzie byłem ochrzczony. Demon wiedział, że tam z żoną będziemy mieli duże przeżycia duchowe i dlatego wzbudzał niechęć do wyjazdu, wskazał na „źle śpiewającego organistę”, przeszkadzał w sprzątaniu samochodu, a upadek krzyżyk miał oznaczać: „nie jedź”.

   Na miejscu okazało się, że to zaproszenie było od Boga z pięknie śpiewającym chórem (bez organisty!). Popłakałem się widząc obdarowanie, a podczas uniesienia duchowego postanowiłem ofiarować Eucharystię za tych, którzy wstydzą się krzyża Pana Jezusa. W tym czasie kapłan prosił o modlitwę za tych, którzy są daleko od Boga i nie chcą przyznać się do grzesznego życia.

   Dodatkowo podczas Eucharystii popłyną piękne słowa, że Pan Jezus czeka na nasz powrót...jak na  syna. Wszystko zakończyło „Magnificat” z pięknym głosem niewiasty na tle chóru. Ile tracą ludzie niewierzący...nawet w sensie ludzkiego poczucia piękna. Gdzie oni czerpią moc?

   Wyjaśniło się wcześniejsze „patrzenie” Pana Jezusa w koronie cierniowej, a jest to zawsze zwiastun czekającego mnie cierpienia. Teraz siedziałem skulony ze łzami w oczach i odczuciem w sercu radości z powodu „Ofiarowania i odnalezienia Pana Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej”.

   Podczas wychodzenia z kościoła zauważyłem, że żona całuje figurę Pana Jezusa, a mój wzrok zatrzymały dwie stacje: Pan Jezus padający pod krzyżem i Pan Jezus podniesiony na krzyżu! Można powiedzieć, że to cała Dobra Nowina! My staliśmy się całkiem innymi ludźmi, a sprawiała to Eucharystia.

   Podczas powrotu odmówiłem koronkę do Miłosierdzia Bożego za wstydzących się krzyża, a w telewizji trafiłem na scenę w filmie w której żołnierz całował krzyżyk. Bój o miłość do tego świętego znaku i do Pana Jezusa toczy się w każdym z nas. 

    Po chwilce wypoczynku i siedzeniu naprzeciwko Jezusa Miłosiernego napłynęło natchnienie, abym zajrzał do książeczki „Za 5 godzin ujrzę Pana Jezusa”, gdzie Jacques Fesch stwierdza: „Cały dzień walczę szukając Boga z niezmierzonym uporem /../ Jezus daje mi radość, a wraz z nią przeświadczenie, że jest ona darem miłosierdzia Bożego /../.”

   Nie pojmie tego normalny człowiek szukający radości ziemskich: flaszka, piwo, karty, seks, wycieczki, video, przyjęcia, jedzenie, zakupy...świat daje nieskończoność przyjemności, które nie mogą zadowolić duszy. 

   Zważ teraz ile radości może dać nam Królestwo Boże...raz tego zaznasz i porzucisz wszystko, co ziemskie. „Dziękuję Ci, Ojcze za ten dzień”...

                                                                                                                                 ApeeL