Przed snem siedziałem w ciemności i ciszy odmawiając modlitwę przebłagalną za pijaków! Trzy razy nadchodziły myśli odrywające od wołania do Boga, ale ostatecznie pokonała mnie senność.

   Ponownie o 1.30 usiadłem w ciszy i odmawiałem tą modlitwę. Poprosiłem o alkoholika z ostatniego dnia pracy. Z trudem wstałem ze zmęczenia i stękałem z bólu. Dobrze, że dzisiaj mam wolny dzień...

     Do serca napłynęło wołanie do Matki Bożej...we własnej litanii (ad hoc). Zakryłem oczy i stałem się nieobecny. Podczas przygotowywania posiłku łzy zalały oczy z powodu obdarowania (dom, ciepło i bezpiecznie): „Jezu mój, Jezu jakże jesteś dla mnie dobry!”

    W tym czasie płynęła piękna muzyka. Ktoś może mi zarzucić, że chwalę Jezusa, bo jest mi dobrze. Ja nie chwalę Pana Jezusa za dobra, które na mnie spływają, bo mi się nie należą!

    Wczoraj nic nie wychodziło, a dzisiaj wszystko się składa. Matka Boża pomaga nawet w zakupach (same wchodzą w rękę): trafiłem zegarek dla syna, a dla żony żelazko z pojemnikiem na wodę. Ja wierzę, że otrzymałem pomoc, a zwykły człowiek powie, że mu się udało. To jest dyskretna różnica.

   Podczas telewizyjnego spotkania modlitewnego napłynął błysk łączności: ja - Matka Boża - serce alkoholika za którego się modlę. Chwilami mam odczucia ludzi niewierzących, a wówczas w sercu pojawia się pustka, niechęć do spraw związanych z wiarą, a szczególnie wszystkich świętości.

   To jest wynik przekazywania mojej łaski wiary dla innych...wówczas zamieniamy się sercami. Ja staję się niewierzącym, a wiem jaki się czuje, ale on nie wie, co odczuwa wierzący! To zasadnicza różnica między nami. Ja mogę jego zrozumieć i współczuć mu...nie wolno z takimi walczyć, bo oni znają tylko taką drogę.

   Ja dodatkowo jako wierzący jestem atakowany przez Złego (największego wroga człowieka): okresowo napełniany niewiarą, zniechęceniem, zwątpieniem i pustką wewnętrzną. W takich momentach bardzo cierpię, a czas bez Boga traktuję jako zmarnowany. Wiem, że tego określenia „czas bez Boga” nie zrozumie człowiek bez łaski wiary.

   Właśnie wykupiłem autokasko i odebrałem uwagę: „po cóż wydałeś te pieniądze, przecież Ja chronię ciebie...mogłeś przeznaczyć je dla biednych!" To wielka prawda, ponieważ pełna ufność w Bożą Opatrzność daje nam prawdziwe bezpieczeństwo i żadne ubezpieczenia są niepotrzebne. Nawet zapomniałem, że prosiłem Jezusa o ochronę mojego mienia, które - jak nadejdzie czas - przekażę innym. Prosiłem...to wystarczy.

   Z rozmów z ludźmi wynika, że oni - naszego wspólnego Boga Ojca - bardzo rzadko o coś proszą. Krzyczą tylko w momentach nieszczęść (to normalne, że wzywasz pomocy w niebezpieczeństwie)...

   Późny wieczór...nagle żona zerwała się i pobiegła do drugiego pokoju. Wkroczyłem niechcący za nią i zobaczyłem jak klęczy ze złożonymi dłońmi. „Jezu mój, Jezu!”...jakże piękny to widok. 

    Z telewizora popłynie informacja o kobiecie, która przejęła się zapuszczonymi mogiłami patriotów (27 XI 1948 r.), oddaje wszystkie swoje siły i pieniądze na postawienie pomnika oraz odszukuje rodziny zamordowanych…

                                                                                                                                    APeeL