Wigilia

    Wciąż zadziwiają mnie sny do przodu: właśnie spotkałem kolegę i to w miejscu, gdzie miał dopiero trafić karetka rano. Nawet widziałem jak badał u chorego „objaw oponowy” (zginamy wówczas głowę do klatki piersiowej). Każdy lekarz czyni to schematycznie, a chirurdzy obowiązkowo.

    Dzisiaj, gdy to przepisuję 06.01.2018 kolega jest już w zaświatach...szkoda, że - tak jak mój brat - na koniec żywota zapisał się do gnijącej PZPR. Kilka razy byłem za niego na Mszy św.

   Z radością wyszedłem po chleb nasz codzienny, a myśl pobiegła do Dobrego Boga, który na tym zesłaniu daje nam wszystko potrzebne do życia. Nasza dusza „za karę” (grzech pierworodny) została dołączona do "mięsa i kości" - z możliwością uwolnienia i powrotu z tej niewoli - po śmierci!

   Zarazem nasze ciało jest cudem stworzenia, a potwierdzam to jako lekarz. Nie mogę zrozumieć dlaczego nadal szuka się łącznika pomiędzy małpami, a człowiekiem...traci się tylko czas, bo to "odkrycie" nic nam nie da. To podsuwa Szatan, który zna prawdę. Rozum mamy po to, aby odnaleźć Boga Ojca, a nie wymyślać naszego pochodzenie.

   W radości odmawiałem modlitwę przebłagalną „za rozłączone małżeństwa” z którymi zetknąłem się w moim życiu. Jakże chciałbym przytulić ich od Boga, być mediatorem, który sprawia połączenie ich rąk. Ile mielibyśmy wspólnej radości, nie wspominając o ich skołowanych dzieciach! Pomyślałem też o kierowcy za którego przyjąłem Eucharystię, ponieważ nie lubi mnie i moich poglądów.

   Żona wróciła w czystości z kościoła, napłynął obraz św. Rodziny z „anielskością” św. Józefa, który był z Maryją całe życie! Na ten moment do mojego mieszkania w bloku przybył pacjent z żoną...po wniosek do sanatorium! Powiedziałem, że w domu nie przyjmuje pacjentów, a dzisiaj "Pan Bóg dał mi dzień wolny od chorych"...

   Z uśmiechem tłumaczyłem mu, że uległ pokusie...wskazałem na żonę, która kocha go i nie chce, aby umarł! To ludzie trzeciego wieku, pragnący zdrowia ciała i przedłużenia życia! Gdyby przyszedł biedny -a taki nawet nie ma w czym jechać do sanatorium - pojechałbym własnym samochodem do przychodni i wypisałbym mu to skierowanie!

    Naraziłem się córce za krytykę Michała Anioła, który kaplicę Sykstyńską wymalował nagościami. Sam w końcu życia stwierdził, że wszystko, co robił miało mały sens...dopiero wiara w Jezusa uwieńczyła życie wykonaniem Piety! 

    Łzy zalały oczy podczas oglądania filmu o małym Jezusie, a tuż przed Wigilią serce zalała tęskna miłość za Zbawicielem, której nic nie może ukoić. W takich momentach staję się nieobecny dla otoczenia. Chwyciłem twarz w dłonie, bo odczułem smutek Pana Jezusa o którym właśnie teraz nikt nie pamięta.

   Wszystko zasłaniają stoły pełne jedzenia oraz prezenty i tak jak w tamtym czasie: "nie ma miejsca dla Ciebie". Nawet spowiedź i Komunia św. to pocieszenie dla nas! Całkowicie straciłem chęć do picia i jedzenia.

   Wsiadłem w samochód i pojechałem zapalić dwa nowe znicze pod "moim" krzyżem. Dopiero w tym momencie do serca wróciła radość oraz miłość do rodziny, pokój i ufność: „Panie Jezu przyjmij moją pamięć jako przebłaganie za letnich katolików!"

  Po kolacji córkę opanowała nagła złość i krzyczała bez powodu, a ja uciekłem do ciemnego pokoju ponownie wołając: „Jezu mój, Jezu! Wokół zastawione stoły, dyskusje i kłótnie. Kto Ciebie Jezu może pocieszyć? Za nic dajesz nam wszystko! Tyle prezentów, a rodzina zniechęcona."

   Na ten moment płynie relacja - o uwięzionych w Sowietach oficerach, o naszej wierze i Wigilii oraz o Panu Jezusie - tego, który to przetrwał i teraz jest kapłanem. Jezu! Ty nic nie miałeś, nawet uczniowie Cię zawiedli. Teraz masz mnie...czy będę Ci wierny?”... 

    Dzisiaj, gdy kończę przepisywanie tego świadectwa wiary (06.01.2018) z radia płynie piosenka śpiewana przez Annę Jantar ze słowami Pana Jezusa do mnie: „jeszcze dzień, jeszcze dwa, a będziesz mój”...

                                                                                                                          ApeeL