W śnie wynoszą zmarłego sanitariusza ze sklepu mięsnego „jako kupę mięsa”, a ja wiem, że Zły pragnie odciągnąć mnie od modlitwy za niego! Wielu tak czyni i modli się tylko za dobrych. Dzisiaj, gdy to przepisuję posłanki w Sejmie RP (styczeń 2018 r.) żądają zabijania dzieci nienarodzonych określając je „zlepkiem komórek” (Nowacka)!

    Podczas modlitwy przebłagalnej za jego duszę przypomniała się jego matka, która śpiewała w chórze kościelnym. Modlitwę przerywa napad kolki nerkowej u młodego mężczyzny z czuwającą nad nim żoną. Wcześniej było odwrotnie, bo ona miała kamicę pęcherzyka żółciowego (wówczas też trafiła na mnie)!

   Odmówiłem przyjęcia gratyfikacji, bo „dzisiaj jest dzień święty”. Podczas oczekiwania na efekt zastrzyku dalej czytałem książeczkę Cliffa Richarda „Ty, ja i Jezus”, gdzie są rady z Apokalipsy św. Jana: trzeba stać się gorącym w wierze (nawróconym), kupić u Jezusa „złoto oczyszczone”, przywdziać „białe szaty” (czystość), a oczy przetrzeć „balsamem”, aby ujrzeć!

   Nasze serca biją w jednym rytmie, bo nie ma nic ważniejszego od Jezusa. Trzeba wykorzystywać każdą sposobną chwilę, aby mówić o Nim. On zawsze żegna się, a ja zawsze proszę Ducha Św., aby „mówił przeze mnie”...trzeba być przy tym delikatnym i nie udawać wiedzącego wszystko.

    „Panie Jezu Chryste! Daj mi Twoje Serce, Twoje Słowa, Twoją moc, pokorę, cichość i delikatność. Daj mi Jezu, mój Panie, Przyjacielu, Towarzyszu i Zbawicielu”…

   Podczas powrotu do domu skręciłem po róże dla żony od Matki Bożej za roraty. Przy okazji zapytałem kwiaciarkę: naprawdę nie miała pani czasu iść do spowiedzi przez handel kwiatami? Ja myślałem, że pani służy, a pani pracuje tylko dla pieniędzy! Co będzie, gdy w nocy przyjdą po duszę?

   Jakże piękna jest miłość małżeńska, wspólne śniadanie na białym obrusie i kawa. Dalej trwała modlitwa przebłagalna za duszę sanitariusza. W drodze do kościoła na 12.00 wstąpiłem do kwiaciarni zwrócić dług. Poprosiłem Ducha Świętego o jedno zdanie dla tej pani. Powiedziałem jej, że nie ma Boga o imieniu Jehowa!

   Przed spotkaniem z Panem Jezusem w Eucharystii czytałem zdania z różnych modlitw, a moje serce przeszyła tęsknota pomieszana z radością z powodu daru posiadania kościoła „Panie spraw, abym jaśniał w Twoim Imieniu. Panie spraw, abym kochał Twoim Sercem.

    Teraz oglądam film o małym Jezusie, który był śledzony i czyhano na Jego życie od urodzenia. Cóż oznacza moje cierpienie! To wielka łaska, bo doznajesz udręk, które przechodził Sam Zbawiciel! Późno. Kończę pisać list do „brata odłączonego” (nie ma u nich Eucharystii), a to zamyka dary Ducha Św.

    Mam też przeczytać „Dzienniczek” s. Faustyny, gdzie trafiłem na słowa: "O Hostio św. zdroju Bożej słodyczy. Ty dajesz duszy mojej moc /../.” Jak bliska mojej duszy jest Faustynka...sam z siebie nic nie znaczę, nawet nie mogę wymówić św. Imienia Jezus! Gdy nadchodzi zniechęcenie - wówczas to poznajemy!

   W takich momentach czujesz, że nie ma Boga, a nawet stajesz się nienawistny w stosunku do wiary - stąd prawdopodobnie biorą się śmiertelni jej przeciwnicy! W takich momentach modlitwa kierowana do Jezusa i Boga ma większą wartość...niż modlitwa dająca pociesznie. Wyobraź sobie, że jesteś panem pracowników - część pracuje, czeka na twoją kontrolę i pochwały...część pracuje niezależnie od kontroli i pochwały, a ci są pewniejsi.

   Faustynka pisze, że walcząc z pychą modli się z czołem na ziemi. Położyłem się w kuchni (nie mam swojego pokoju): „Panie Jezu, spraw, abym nie był pyszny!" Zgasiłem światło i tak trwałem, a w tym czasie weszła córka, zapaliła światło i przestraszyła się.

   Przed północą moje serce zalał ból Serca Zbawiciela spowodowany „badaniem” świętości s. Faustyny. Tylko pojękiwałem: „Jezu, Jezu, Jezu"...

                                                                                                                         APeeL