Zerwałem się zbyt wcześnie na Mszę św. i odmówiłem modlitwę przebłagalną za konających. Dodatkowo na kolanach poprosiłem:

    „Jezu, Maryjo obejmijcie Swoją Opieką rodzinę kolegi, który odstąpił od naszego Kościoła Świętego. Matko Boża ofiaruję Ci dzisiejszą pracę, pragnę być skupiony i pracować z radością. Proszę o pomoc w napisaniu listu do tego kolegi”. 

   Wyjazd, świeci słonko, radość w sercu, które nagle przeszyło cierpienie związane z badaniem sprawy świętości s. Faustyny...zacząłem pojękiwać: ”Och Jezu! Jezu, Jezu mój".

   W tym czasie narastała tęsknota za Bogiem, którą ukoiła modlitwa za zespół karetki i kolegę-lekarza, który już od rana „czuwał” nade mną przy parkowaniu. „Matko obejmij ich Swoją opieką, odmień ich serca, spraw, aby ujrzeli zło w którym uczestniczą”.

    Nagle ujrzałem wszystkich ludzi na ziemi mających moje pragnienie życia w pokoju, wolności, prawdzie i miłości...bez walki między sobą z pomaganiem wszystkim potrzebującym.

   Po postanowieniu, że ten dzień będę pracował z Matką Jezusa mam świadomość ataków złego, który właśnie zaczyna swój taniec. Kierowca stwierdza, że dzisiaj jest zespół pokerowy...nawet ma litr alkoholu, a „chory” sanitariusz wspomina o piwie. Jak dobrze, że poświęciłem ten dzień Matce Prawdziwej...niechybnie grałbym i pił alkohol.

    Na ten moment czytam rozważania Cliffa Richarda ze słowami Pana Jezusa do mnie: „nie jesteś słaby i osamotniony”! Tak, bo to, co trudno dokonać samemu wykonujesz lekko z pomocą Bożą. Nad nami jest całe Królestwo Boże pragnące pomagać: Bóg Ojciec, Pan Jezus i Duch Święty, Matka Boża, święci, dusze czyśćcowe i całe legiony dobrych niewidzialnych stworzeń. Większość ludzkości nie wierzy w to!

    Zbliża się uroczysty moment „Pierwszego Dnia Wolności” w Sejmie RP. Lech Wałęsa z MB Częstochowską w klapie wchodzi do Zgromadzenia Narodowego, nie milkną oklaski…padają słowa przysięgi zakończone słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”!

   Wówczas nic nie wiedziałem o Bolku przeskakującym przez płot i ustawce (przepisują to 21 stycznia 2018 r.). Trzeba przyznać, że za jego czasów udało się wyprowadzić z naszej ojczyzny...drugą armię świata! Czy nie było to działanie Boga Ojca?

    Łzy zalały oczy, chwyciłem twarz w dłonie i tak trwałem w uniesieniu duszy. Jak pięknie to wszystko jest ułożone...drogi Pana nie są naszymi.

    Na ten czas wchodzi pielęgniarka z informacją, że w oddziale wewnętrznym zmarł starszy pan, co potwierdził - przybiciem pieczątki na karcie gorączkowej - wezwany kolega.

   Ponieważ tam zastępowałem ordynatora z koleżanką wpadliśmy na pomysł, aby na nim przećwiczyć defibrylację (uderzenie prądem w celu ożywienia serca). Powtarzaliśmy to szereg razy z poczuciem profanacji zwłok, a chory nagle ożył...umarł dopiero po sześciu latach! 

    Moja myśl uciekła do momentu śmierci. Na dusze ufające Bogu czekają świetliste istoty dające ukojenie! Kto czeka na złych ludzi całkowicie odrzucających Boga?

   W Zamku Królewskim w W-wie dalej trwały uroczystości związane z odzyskaniem wolności. Wówczas wyraził to urywek wiersza Kazimierza Wierzyńskiego:

<<Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny
Wstąp tu /../ Będziemy razem nie mieć domu.

Bo nie ma ziemi wybieranej,
Jest tylko ziemia przeznaczona,
Ze wszystkich bogactw - cztery ściany,
Z całego świata - tamta strona.>>

    Mszę św. z udziałem prezydenta przerwało zamieszanie, ponieważ przyprowadzono pogryzionych przez psa. Wróciłem na czas na Eucharystii. Popłakałem się, skuliłem i miałem tylko jedno pragnienie, aby nikt w tym czasie nie wszedł do pokoju lekarza dyżurnego. Nie wiem dlaczego, ale zacząłem wołać do Boga za dwóch sanitariuszy...w tym za nagle zmarłego o ksywie "wisz, co...wisz, co”.

   Później dyspozytorkę pogotowia poprosiłem o drgnięcie ku Bogu. W Apokalipsie św. Jana Apostoła trafiła na słowa, że Bóg nie znosi „letnich”. Trzeba być wierzącym lub niewierzącym, mówić: „tak lub nie”…

                                                                                                                          APeeL