Trzeba przyznać, że w oddziale chirurgicznym wszystko działa jak na taśmie. Nie musisz o nic pytać i martwić się, bo tam każdy zna swoje zadanie. Mnie niepokoiła tylko obawa o moje dokumenty, bo na sali zdziecinniały dziadek grzebał w rzeczach innych...w poszukiwaniu jedzenia. Nawet trudno sobie wyobrazić horror w wypadku ich utraty.

    Wczoraj przedłużało się oczekiwanie - pod kroplówką - na zabieg chirurgiczny, bo przede mną trwała operacja starszej pani. Praca zespołu operującego jest bardzo stresująca i wymagająca kondycji...nawet ciężka fizycznie, bo pacjenta trzeba położyć na stół operacyjny, a później przenieść na salę pooperacyjną.

   Zaskoczeniem było rozebranie do naga z przebraniem w strój papierowy z takimi kapciami...wprost chciałbym mięć takie płatne zdjęcie, a szpital mógłby dorobić. Kiedyś kierowca karetki zrobił mi takie, ale bez mojej zgody, gdy siedziałem w fartuchu lekarskim pod szyldem Szpital Psychiatryczny.

    Nie chciał dać mi tego zdjęcia, bo musiał przekazać wyżej. To jest sprytna sztuczka tych, którzy robią z człowieka wariata, a nie widzą, że im właśnie brakuje piątej klepki. Dobrze, że Bóg zlitował się nad naszą ojczyzną i przegonił  te „zdradzieckie mordy”...

   Po znieczuleniu przewodowym („do kręgosłupa”) miałem pokazany stan ofiar z przerwanym rdzeniem kręgowego...nie miałem dolnej połowy ciała, a stopą „mogłem ruszać” tylko w myślach. Dolną część ciała czułem tylko pod palcem, a z drugiej strony nic.

    Podczas zabiegu odmawiałem różaniec Trójcy Świętej, a cierpienie przekazywałem jako dar Bogu Ojcu. Wciąż napływały niewinne ofiary z Allepo oraz na całym świecie. Po dwóch godzinach było po wszystkim, ale musiałem dalej leżeć w bezruchu. Pomyślałem o porażonych, bo taki stan błyskawicznie powoduje odleżyny.

    Jak doszło do odczytu tej intencji? To była tzw. „duchowość zdarzeń":

- krzyż jest znakiem cierpienia

- wiele krzyży oznacza zwielokrotnione cierpienie, a właśnie „patrzyły” krzyże na różnych salach, bo w szpitalu byli ciężko chorzy oraz tacy, których życie jest zagrożone...

- po wypisie spod mojego łóżka podniosłem krzyżyk (przyjęcie cierpienia) i mały różaniec (modlitwa) oraz chustkę, która skojarzyła się z otarciem Twarzy Pana Jezusa przez Weronikę.

    Po powrocie do domu pojechałem na Mszę św. wieczorną, a w kościele znalazłem się po stronie prawej („moja” jest lewa), gdzie wzrok przykuł krzyż w koronie cierniowej. „Tatusiu dziękuję Ci za to, że Jesteś przy każdym z nas na wyciągniecie ręki. Przyjmij tą św. Hostię”. Popłakałem się, a w tym czasie siostra śpiewała: "Święty, Święty Pan Bóg zastępów”. Komunia św. ułożyła się w laurkę (podziękowanie).

    Następnego ranka ujrzałem ogrom - marnowanego przez ludzkość - cierpienia, a w tym czasie świat czeka na ratunek! Z płaczem zawołałem: „Błagam posługujących pacjentom o ofiarowanie Bogu swoich cierpień i proszenie o to samo wszystkich chorych. My możemy ocalić ten świat, a na to czeka Bóg Ojciec”…

                                                                                                                                                     APeeL