Zrywa budzik. Ciężko. Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu, trzeba się spieszyć, a łazienka zajęta. W telewizji pokazują obrazy upadających zakładów. Właśnie przejęto nasze cukrownie, a nowi "właściciele" wszystko sprzedają...w tym 100-letnie dęby! To perfidnie zaplanowane działanie towarzyszy! Pan Bóg widzi krzywdy Polaków i każdy zostanie rozliczony.
Jeszcze nie wiem, że na dyżurze spotkają mnie kłopoty. Właśnie dzwoni córka pacjentki...w nocy nie zabrano matki z podejrzeniem zawału serca! Na miejsce wezwałem „Rkę”. Teraz pędzimy na sygnałach do nieprzytomnego...po napadzie padaczki! Pacjent ma częste ataki, a rozpoznanie ustalone od dawna.
Przebył też zawał, a więc wzywają do „ataku serca”. Syn krzywo patrzy na mnie i niechętnie słucha mojego tłumaczenia. Na izbie chorych nieporozumienie. Nam nie wolno czekać i odwozić chorych, bo szpital ma swoją karetkę. Lekarz złościł się i dzwonił do dyspozytorki, a ja w środku tego bałaganu. Napływają obrazy:
- Stowarzyszenie „Primum non nocere” Artura Sandauera niosącego pomoc wszystkim poszkodowanym w wyniku błędów lekarskich i wypadków medycznych.
- na trasie mijaliśmy zabitego psa...ile jest ofiar błędów kierowców, niezgodnej z przepisami obsługi elektryczności, gazu
- wypadki lotnicze jako wynik różnych błędów
-ofiary skoków do wody.
Kiedyś mali chłopcy specjalnie udawali, że woda jest głęboka...skoczyłem na głowę! Ilu trafia na wózki inwalidzkie, ile nieszczęścia staje się w jednej chwilce. Właśnie kolega wyjechał „Rką” do tak poszkodowanego.
Nie mamy klimatyzacji, a rozpoczął się zabijający upał i straszliwy atak komarów. Nigdzie nie można znaleźć ukojenia...nie smakuje zimna woda „zakładowa”, a nie mam pieniędzy na inne płyny i lody (specjalnie nie biorę). Na ten moment trafiliśmy do baru przy lesie do zniszczonej przez alkohol (żółciowa marskość wątroby), ale nie poczęstowali.
”Dobry jest Pan i łaskawy, łagodzi cierpienia i przynosi ochłodę w znoju”...przerwa w udrękach: udało się wypić kawę i wziąć prysznic. Po północy nadeszła druga fala udręk. Bogacza zabolała głowa. Pojechaliśmy do szpitala, bo zachodziło podejrzenie wylewu podpajęczynówkowego.
Teraz daleko, gdzie znany pacjent z ustalonymi schorzeniami, a stamtąd wezwano na drugi koniec naszego rejonu...do porodu. Przybyłem w samą porę, bo główka dziewczynki wystawała z krocza... APEL