Przepływa świat zniewolonych ludzi, bo każde stanowisko to „zatrudnienie przez zniewolenie”. Nie wiedziałem, że jest to atak Szatana. Nawet nie zbudziło mnie zalecenie, abym wszystkim śledzącym mówił: „dzień dobry towarzyszu”...od towarzyszenia mi!
„Anioł Pański”, a Pan Jezus zaprasza, abym wszedł do Serca Jego i tam uzyskał pokój. Zaplanowałem Mszę św. o 7.00, ale samochód nie chciał zapalić (padł akumulator). Nawet dobrze, bo mogę się modlić: za potrzebujących pomocy. Dzisiaj, gdy to przepisuję (06.02.2018) za oknem młody człowiek od dwóch dni próbuje zapalić swój samochód. Zniszczy dodatkowo akumulator...
Właśnie Pan Jezus pomaga Apostołom w połowie ryb, a sam w tym momencie potrzebuję pomocy, bo samochód jest niezbędny w mojej pracy (wizyty domowe). Kapłan także prosi o modlitwę dla potrzebujących pomocy. Ja dodałem do tego córkę, żonę i syna, a jakby dla kontrastu napłynęły obrazy wojny w Jugosławii.
Podczas wychodzenia z kościoła serce zalewała wielka radość. Dodatkowo pojawiło się słońce, które po wielu dniach ulewy sprawia ukojenie. Podczas modlitwy wprost biegnę w podskokach (jak mała dziewczynka). Tak jest zawsze, gdy nad ciałem przeważa nasza dusz (tutaj zjednana z Panem Jezusem w Eucharystii).
W czasie przyjęć pacjentów pojawiają potrzebujący różnej pomocy (także duchowej):
-
nie macie ślubu, a on ma żonę...musicie żyć jak pan z gospodynią i wówczas będzie pani mogła uczestniczyć w życiu kościoła (chora ma raka piersi)
-
nie wolno rozpaczać po śmierci syna i męża, bo oni są i proszą, abym to przekazał...rozpacz jest od demona. Proszę cierpienie rozłąki przekazać na ręce Matki Bożej.
Od g. 9.00-11.00 serce zalewała wielka radość Boża, którą w następnych latach będę nazywał „słodyczą wzmacniającą”. Wołałem tylko: "Boże Ojcze mój. Panie Jezu. Mateczko„ Po wyjściu z przychodni w tej radości odmawiam „Wniebowzięcie” i "Ukoronowanie” NMP.
Przez chwilkę wołam też do Pana Jezusa, że chętnie oddam moje życie...naprawdę tak czuję. To jest trudne do przekazania, ale jest to dalej trwająca przewaga duszy, a wówczas Pan Jezus jest bardzo blisko.
W domu żona poprosiła o pomoc, bo zaplątała się taśma w magnetofonie, a słuchała piosenek religijnych. Ja natomiast proszę sąsiada o pomoc przy samochodzie...po godzinie miałem założony nowy akumulator.
Na dyżurze w pogotowiu od 15.00 miałem trochę spokoju (wówczas zapisywałem przeżycia, nawet z kilku dni). Nagle pędzimy do wypadku w którym młody człowiek ma zmiażdżone podudzie i dziurę w głowie. Wciąż pyta: czy będę żył? Natomiast w ambulatorium czekała zraniona ręka, złamania...także u dzieciątka, poród, zawał u znajomego i wariatka rozbijająca weselne przygotowania u własnego syna.
W czasie wyjazdów popłynie cz. bolesna różańca z wielkim pragnieniem przejechania obok „mojego” krzyża Pana Jezusa, który podniosłem, a dzisiaj tam wysprzątałem i zapaliłem dwie wielkie lampki. Pan sprawił, że jedziemy do maleńkiego dzieciątka...płynie 10 x „Weronika ociera Twarz Jezusa”, a później ból ściskał serce podczas wołania w koronce do 5-ciu św. Ran Pana Jezusa.
Zbliża się północ...zrywają do porodu, a przed nami pędzący "Polonez” zabija zająca, który natychmiast ląduje w karetce. Tuż przed snem powtarzałem wielokrotnie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus".
APeeL