W nocy „byłem” u rodziny, którą nachodził zmarły. Zaleciłem odmawiać za niego modlitwę Jezusową...to bardzo dziwne, bo zajmuję się tą modlitwą od szeregu dni! Rano myśli krążyły wokół problemu...jak określić, że jesteśmy poddawani szczególnym próbom (wybrani do nich).

   Ja już zaczynam to widzieć, ale przeciętny śmiertelnik miota się! Konstrukcja myślowa poszła w kierunku antagonizmów: bogactwo-bieda, władza-podległość, uroda-brzydota, powodzenie-brak powodzenia, zdrowie-choroby, posiadanie rodziny-osamotnienie...

   Każdy człowiek obdarowany w różny sposób powinien widzieć innych: bogaty może wspomagać biednych, urodziwy nie będzie się pysznił, posiadający władzę będzie służył, zdrowy będzie pomagał chorym, itd.

   Każdy przyzna, że bardziej cierpi człowiek brzydki, biedny, chory i samotny. Taki musi zrozumieć, że przyjmując swoje cierpienie może uczynić wiele dobra wiecznego. Przyjmując to, co otrzymał...czyli nic. Nie będzie zazdrościł, w pokorze wykona swoje obowiązki za małą zapłatę, itd.

    Podczas pracy w przychodni doznałem wielkiej tęsknoty...za powrotem naszej córki do nas (sercem) i do Boga. Nawet w szumie przyjęć modliłem się o to! Na ten właśnie czas pacjentka mówi:

- Mój syn zginął w niejasnych okolicznościach: pobity, zmarł po trzech dniach. Teraz przyśnił się i mówił, że bardzo tęskni. Tłumaczyłem mu, ale powiedział, że wszystko wie i rozumie!

- Czy wierzy pani w to, że on istnieje?

- Tak, jestem tego pewna…

                                                                                                                                      APeeL