Dalej mam dyżur w oddziale wewnętrznym. Narastało napięcie z powodu nadmiaru pracy, zapomniałem o modlitwie Jezusowej. W chwilce wytchnienia przed obchodem w dyżurce lekarskiej poczułem napływ smutku płynącego od pielęgniarki!

  • Co jest siostro?

  • Nic, nic...

  • Odzie pani znajdzie pocieszenie?

  • A gdzie mam szukać?

   Włożyłem receptę w maszynę i napisałem jej słowa modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną, pomóż, pociesz i prowadź.” Przeczytała i szybko schowana...

   W jej smutku poszliśmy na obchód, gdzie był znak dla niej, bo w oddziale przebywała młoda dziewczyna z postępującym porażeniem mięśni. Bardzo ładna na twarzy, całkowicie sprawna psychicznie, ale jej ciało jest poskręcane i dodatkowo wymiotowała. Nie lubi obsługi, zamknięta i nie skarży się…

    Jakże chciałbym trafić do jej serca i mówić jej o Jezusie, wskazać drogę do Niego i pocieszyć, że życie jest przed nami. W momencie śmierci jej radość będzie większa od innych Jak ma to uczynić?

    Po chwilce napłynęło natchnie, aby podarować jej książkę „Joni” Joni Eareckson, młodej dziewczyny z porażeniem kończyn po złamaniu kręgosłupa szyjnego, która opisała odnalezienie Zbawiciela (tak uczynię później).

- Siostro, w chwili smutku niech pani usiądzie przy niej i potrzyma ją w milczeniu za rękę...powiedziałem do pielęgniarki.

   Teraz czytam „Autobiografię” Mahatmy Gandhiego, który tak jak ja uważał, że modlitwa jest najważniejszą czynnością dnia powszedniego. Ona ma wielką moc i pomaga w codziennych troskach i zajęciach. Pozwala wyprzeć z serca złe myśli.

   Wierzył, że Bóg nas nigdy nie opuści. Nie mogli go przekonać chrześcijanie, mahometanie, a w poszukiwaniu Boga nie zgadzał się z własną religią (hinduizmem, kastą niedotykalnych).

   Dziwnie się złożyło, bo czytałem też o Stanisławie Feliksie Przybyszewskim (7 maja 1868 - 23 listopada 1927), który prowadził bujne życie, szukał duchowości ze skłonnością do satanizmu. Jednak tuż przed śmiercią autentycznie nawrócił się na wiarę katolicką.

   Przypomniała się rozmowa z ateistą, który z szyderstwem zapytał mnie:

  • jakie są rozmiary Boga i gdzie się znajduje?

  • przebywa On w naszych sercach...odpowiedziałem.

   Ja w tym czasie wierzyłem w błędny determinizm (zaprogramowanie wszystkiego wykluczające istnienie wolnej woli). Z tego powodu kiedyś uważałem, że modlitwa o pomoc w czynnościach dnia codziennego nie ma sensu.

   Późnym wieczorem rozmawiałem z personelem...wiele kobiet jest umęczonych życiem: ta w separacji, a tej mąż wpadł w alkoholizm. Normalnie nikt nie wytrzyma tych cierpień, które trzeba przyjąć i ofiarować (uświęcić). Prosić Matkę Bożą, błagać i nie ustawać w wołaniach.

   „Och, gdybym tak mógł przekazać wam część mojego światła i wiary...do pań wołają z Nieba - właśnie przeze mnie! Cóż przeszkadza każdej z was zostać ś w i ę tą?”...

   Jeszcze kolega lekarz, który twierdził, że w przezwyciężaniu zła wystarczy jego rozum (nic nie wie o Szatanie). Wyjaśniłem mu, że do tego trzeba wiary i modlitwy...szczególnie, gdy zrywa się ze złym życiem. 

                                                                                                                                           APeeL