Kończę dyżur w pogotowiu, budzą o 6.50 z zaproszeniem na Mszę św. o 7.30...zdążyłem, bo na czas przybył zmiennik. Podziękowałem Bogu Ojcu, bo zaczynam urlop, a w kościele spotkaliśmy się z żoną...”Tato! Tato! Dziękuję”.

    To wielkie obdarowanie, ale przed Eucharystią ujrzałem prawdziwe obdarowanie, którym jest Wieczne Szczęście...nasze Zbawienie! Łzy zalały oczy, ponieważ łaskę wiary u mnie wymodliła żona i moje pacjentki. W ostatnim okresie pijaństwa Szatan chciał mnie zabić.

   Dziękuję Najświętszemu Tacie za wszystko, a w tym czasie św. Hostia pęka na pół („My”). Popłakałem się, ponieważ właśnie siostra organistka śpiewała: „Oto jest Baranek Boży...kto Go w sercu godnie złoży, tego wieczne szczęście czeka!”

   Serce i duszę zalał niewyobrażalny Pokój Boży, który trwał jeszcze o g. 9.00. To łaska Zbawiciela...dary ziemskie i dary od Boga Ojca, Najświętszego Taty, nie zawsze są sprzeczne ze sobą.

   Z tej radości wróciłem na nabożeństwo wieczorne, a Eucharystia ponownie pękła na pół („My”). Cud. Cud...słodycz zalała duszę, serce i usta. Wyrwał się krzyk do Matki Zbawiciela: „bez pierworodnej zmazy poczęta, módl się za nami Królowo Święta”. Nie mogłem wyjść z kościoła.

   Podjechałem pod mój krzyż, kwiaty były piękne, a ja całkowicie odmieniony wróciłem do domu. Przy pomocy Pana płynęła praca przy malowaniu i tapetowaniu (od 10-22.00). 

     Przed snem odmówiłem koronkę do Miłosierdzia Bożego, a w otworzonym „Poemacie Boga-Człowieka” trafiłem na pożegnanie Matki Bożej z Panem Jezusem umierającego św. Józefa. Zawsze zwracam się o pomoc  do Opiekuna Św. Rodziny we wszystkich pracach. Sprawdź, a będziesz wiedział o czym piszę...

                                                                                                                           APeeL