Na dyżurze w oddziale wewnętrznym nie mogłem spać, ponieważ nadchodzi wyż z wiatrem i zapowiadanymi opadami. Z włączonej kasety płyną wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, a ja jestem pełen zadziwienia jego duchowością.
„Z Boga musi być ta miłość...daj, abym umarł jak człowiek, bo śmierć się lęgnie we mnie.” Tak sobie zmieniłem, to co napisał.
O 6.00 zerwano mnie do przyjęcia chorego, który przez dwa dni nic nie jadł, aby się nie zanieczyścić (jest po udarze). W końcu zesłabł, pogotowie wezwała siostra PCK.
Przez chwilkę pomyśl i wejdź w jego ciało. Ma 68 lat i nie może umrzeć, a nie da się tak żyć! Śmierć w takich przypadkach jest wielką łaską, wyzwoleniem motyla z larwy (kokonu). Teraz na basenie powtarza: „oj ludzie, niedobrze”…
Ja w sercu ujrzałem nasze zesłanie i zacząłem wołać:
„Niedobrze było nam w niebie, nie chcieliśmy słuchać Boga.
Zabiła nas chęć poznania dobra i zła, pragnienie władzy z „kręceniem gwiazd”.
Z Raju wygonieni „na swoje”, do krainy cierpienia i śmierci…
Możemy wrócić w pokorze.
Bóg Ojciec czeka i przygarnie każdego.
Znowu będziemy piękni i wiecznie młodzi, bo śmierć została pokonana przez Zbawiciela!”
W radością jedziemy z żoną do W-wy, wypoczywamy, a ja czuję się wewnątrz młody (dusza). Na ulicy zacząłem „krzyczeć” z radości i potrzeby serca...jakby we własnej litanii: „Jezu. Jezu. Jezu! Jezu Dobry. Jezu Miły. Jezu Sprawiedliwy. Jezu Pokorny. Jezu Pocieszający”.
APeeL