Św. Jan mówił o miłości nieprzyjaciół, a w moim sercu trwa krzywda, chociaż wiem, że niezasłużone cierpienie to wielka łaska. Łzy zalały oczy, ponieważ nie przyjmuję tego daru do końca...

    Nawet napływa pytanie; czy chciałbyś nie mieć tego cierpienia? Uśmiechnąłem się, bo to byłaby wielka krzywda, ponieważ dzięki temu cierpieniu urosło moje serce i przybliżyło się do Najświętszego Serca Pana Jezusa. W takim stanie bardziej rozumie innych, kilka razy zaznałem słodyczy krzyża Pana Jezusa (najwyższa doznana łaska).

   Jeżeli otrzymujemy jakieś cierpienie to naturalnym odruchem jest obrona, ale wszystko trzeba ujrzeć w perspektywie wieczności. To tak jak ujrzenie „krzywd” z okresu dziecięcego, a nawet dojrzewania. Cóż bylibyśmy warci bez tamtych doznań; od oparzenia palca do zranienia w pierwszej miłości.

   Wyobraź sobie, że odrzucasz niezasłużone cierpienie przez które możesz zbawić wiele dusz. Później zobaczysz tych, którzy „przez ciebie” zginęli. Ile trudu wkładamy w to, aby ciało fizyczne było bezpieczne i nie zaznało śmierci. Na to pracuje wielu. Podobnie jest z duszą.

    1J 3, 14-18 „[...] przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy [...] kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą [...]”. Pan Jezus Łk 6, 27-38 „[...] Miłujcie waszych nieprzyjaciół [...]”. Dzisiaj, gdy opracowuję ten zapis (19 czerwca 2018) Pan Jezus mówi w Ew (Mt 5, 43-48): "módlcie się za tych, którzy was prześladują".

   Z głębi serca zawołałem: „Panie Jezu! Obejmij wszystkich mylnie osądzających i niechętnych mi kolegów lekarzy...Panie! daj im Twoje Światło”. Spróbuję przekazać stan mojego zbolałego serca w którym jakby promykami zbierany i skupiany jest rój ludzi. Łzy zalały oczy...także podczas przepisywania tych mistycznych doznań.

   Pan Jezus jeszcze raz błaga, abym „[...] miłował swoich nieprzyjaciół [...] wówczas będę synem Najwyższego [...] mam być miłosierny jak Ojciec mój jest miłosierny [...]”.

    Ja wiem o tym wszystkim, ale wymagam - od Świętego i Najsłodszego Ojca - napominania mnie jak dziecko, bo Zły ma pole do popisu. Nie wiedziałem, że to będzie tak smutny dzień. Nie mogę pisać, bo łzy zalewają oczy.

 Zgasiłem wszystko, migoce płomień świecy, towarzyszy mi figurka Pana Jezusa Frasobliwego...przez godzinę wołałem za moich nieprzyjaciół i dusze takich. To naprawę moi bracia, bo wszyscy jesteśmy jedną rodziną...dziećmi tego Samego Boga Ojca.

                                                                                                                                  APeeL