Dzisiaj mam dobry dyżur w oddziale wewnętrznym z potrzebnym snem. W ciszy nocnej czytałem, że trzeba ujrzeć swoje słabości i zapytać o sens tego życia.
Tamten i ten czas zmieszały się, bo pasują tutaj rozważania z kasowanego blogu przez Onet.pl z 09.04.2009 roku:
1. jaki jest sens i cel naszego życia?
Zapamiętaj; celem naszego życia jest nawrócenie i zbawienie (powrót duszy do Nieba). W Piekle był konkurs na najlepsze kuszenie. Wygrał demon, który wmawiał ludziom, że na powrót do Boga (nawrócenie) mają jeszcze czas i mogą to zostawić na późniejsze lata (emerytura).
Proszę Cie, a nawet błagam...nawróć się już w tej chwilce (w sercu), a jutro przystąp do Sakramentu Pojednania. Jeden z redaktorów „Super Stacji” stwierdził; „proszę mnie nie obrażać…ja nie jestem katolikiem”, a prof. Joanna Senyszyn oburzyła się po zapytaniu o noszenie krzyżyka, którego się brzydzi!
Szkoda, że nie przyznali się do bycia poganami, bo w judaizmie jest to goj, w islamie niewierny pies, a u nas samo słowo oznacza wieśniaka.
2. czy „coś tam jest”?
Nie coś, ale Osobowy Bóg Ojciec, który czeka na nasz powrót…dowiesz się wszystkiego po śmierci, ale będzie za późno!
3. czy jesteśmy tuż po śmierci?
Śmierć to początek naszego życia wiecznego: odrzucamy ciało („proch z prochu”), które jest nieprzydatne w świecie duchowym. Zarazem w tym momencie zostaje uwolniona dusza, która została wcielona w ludzki embrion (po połączeniu plemnika z jajeczkiem). Tak „rodzimy się” dla życia prawdziwego. Z tego wynika, że jesteśmy natychmiast po śmierci z błyskawiczna lustracją.
4. czym różni się małpa od człowieka? Małpa nie ma duszy i gnije po zdechnięciu...
Wróćmy do tamtego czasu. Bardzo cierpię z powodu napadów tęsknej miłości za Bogiem Ojcem, które pojawiają się w nagłych błyskach, a wówczas zapominam o całym świecie. To tak jak u małego dzieciątka, które biegnie - pełne miłości - do ziemskiego tatusia.
Spojrzałem na zdjęcie naszego papieża modlącego się u grobu Ojca Pio, a łzy zakręciły się w oczach, bo ten sługa Pana Jezusa czuwa nad moim domem i rodziną.
Wielkim cierpieniem jest też stykanie się z ludźmi cierpiącymi i niewierzącymi. Wczoraj w TVP „Telewizja nocą” pokazywano taką zbłąkaną owieczkę, która od 16 lat ma stwardnienie rozsiane...chorobę nieuleczalną i postępującą. Dziewczyna bardzo cierpi, ale nic nie słyszała o Panu Jezusie.
Natomiast rajdowiec Andrzej po wypadku jest sparaliżowany. Piszą o nim, bo dopiero na łóżku odkrył, że Stwórca istnieje. „Bóg to miłość i radość. Oddałem Mu swój ból, teraz wszystko wytrzymuję, więcej widzę i czuję. Jest szczęście małe (być szczęśliwym) i duże (uszczęśliwiać innych).” Tak w skrócie przedstawia się odnalezienie Boga.
Dzisiaj miałem ciężki i długi dzień pracy w przychodni. Wreszcie koniec..do rogu ulicy odprowadziła mnie suka, która żyje przy przychodni. Kątem oka obserwowałem czy idzie za mną...doszła do mojego domu. Nigdy nie robiła tego i nie wiedziała gdzie mieszkam.
Tak właśnie szedł przy mnie Pan Jezus, ale ujrzałem to dopiero po 43 latach...rozpoznałem Go, „zobaczyłem” i „usłyszałem”, że woła do mnie po imieniu! APeeL