Jana Apostoła Ewangelisty

   Po błogim śnie wiem, że jestem zaproszony na spotkanie z Panem Jezusem, a Kłamca natychmiast zaleca: „pośpię, odpocznę jeszcze”…zawsze w pierwszej osobie.

    Podczas energicznego zdejmowania piżamy zrywam łańcuszek, który z medalikiem i krzyżykiem upadają na podłogę. Napływają osoby syna i córki oddalonych od Boga Ojca, a ponadto strach czy syn - jako początkujący kierowca - nie rozbił mi samochodu.

    Wraz z gongiem rozpoczynającym Mszę św. znalazłem się w Domu Pana o 6.30, gdzie było kilka osób. „Dziękuję Dobry Boże za tą łaskę”. Od Ołtarza świętego płyną słowa o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, pustym grobie oraz o umiłowanym uczniu Janie.

    Jan Apostoł w liście przekazuje (1J1,1-4), że był świadkiem Prawdy: słyszał i widział wszystko oraz „dotykał” tego, co zostało objawione. Jest to życie wieczne, które czeka na żyjących w łączności z Bogiem Ojcem.

    Ja nie mam jego doświadczeń, ale moja wiara jest podobna i przekazuję to, co wiem jako ten, który „nie widział, ale uwierzył”. Wszystko jest prawdziwe w Kościele katolickim. 

    Na ten moment psalmisty woła (Ps 97/96): „Radujcie się w Panu, sprawiedliwi, i sławcie Jego święte imię.” Po Eucharystii chciałbym tutaj zostać, nie chcę być na ziemi, w bałaganie tego świata i żyć tylko dla życia. Dzisiaj Maria Magdalena przybiegła z wiadomością, że wykradziono ciało Pana Jezusa...

   Jakoś wytrwałem w przychodni od 7.00-14.00. Zawsze zamieszanie robią wpadający, którzy uwierzyli, że od poziomu cholesterolu zależy ich długość życia („czy możesz je przedłużyć choćby o chwilkę”?) oraz szukający zdrowia w sanatoriach.

    O 15.00 pojawiły się zdarzenia sugerujące dzisiejszą intencję: zwierzenia starego lekarza ateisty, problem lekarzy aborcjonistów, narkomani i alkoholicy oraz syn z córką w ramach „buntu młodych” stają się bezbożni.

    Dalej mam dyżur w pogotowiu, który zaczynam od odmówienia koronki do Miłosierdzia Bożego. Z jednej strony jest to umęczenie, a z drugiej lubię tą ciekawą pracę...jestem w środku prawdziwego życia.

   Właśnie na wyjeździe trafiłem do babci w psiej budzie, która ma zapalenie płuc i dodatkowo złamała sobie biodro, a na dodatek towarzyszy jej pijany syn. Chora nie chce jechać do szpitala, wciskają mi forsę, której odmawiam. Podarowałem jej antybiotyk i zostawiłem skierowanie do szpital oraz zlecenie na transport jak się namyśli.

   Wczoraj dziadek dał nam dużo pierogów, a teraz muszę złamać przysięgę, że nie będę kupował wódki, bo personel jest głodny i „chory”. Pan pokazał mi owoce uczynionego zła, ponieważ sanitariusz z R-ki wypił, bo minuty dzieliły go od zakończenia dyżuru, a trafił się nagły wyjazd i to z kierownikiem...

                                                                                                                                 APeeL