Idę na Mszę św. poranną i nie mogę nadziwić się Mądrości Bożej: "Rozważajcie o Panu i Jego potędze, zawsze szukajcie Jego oblicza. Pamiętajcie o cudach, które On uczynił, o Jego znakach, o wyrokach ust Jego”. Ps 105    

    Nie chodzi o stworzenie słońca i gwiazd, a nawet Gwiazdy Betlejemskiej, która towarzyszyła przyjściu Zbawiciela, ale o to, że Bóg zawsze potwierdza Swoje zapowiedzi. Do ujrzenia tego potrzebne jest Światło Pana, a 99% ludności chce wszystkiego dotknąć i "ma oczy, ale nie widzi".  

    Jeżeli ja „odkrywam” tą tajemnicę to cóż powiedzieć o tych, którzy czerpali Światło i Mądrość wprost z „otwartego” Nieba! Tak jest właśnie z Trójcą Świętą, bo inna jest łączność z Bogiem Ojcem, inna z Synem nie mówiąc o Duchu Świętym. To jedność w różnorodności. Potwierdza to s. Faustyna w swoim opisie, gdy Bóg wziął ją na Swoje Ręce. 

    Wczoraj widziałem człowieka, który bezradnie kręcił się  koło domu i stodoły, bo wokół płonęła trawa i zagajnik. W jednej chwilce możesz stracić wszystko. Nagle ujrzałem, że nikt i nic nie może skasować owocu dobrych uczynków i modlitwy. Takim najwyższym dobrem jest przyjęcie niezasłużonego cierpienia i przebaczenie winowajcom. 

    Dopiero podczas przepisywania dziennika zobaczyłem lata spędzone na modlitwach. Tego nie może zniszczyć czas, a nawet śmierć ciała. Świat przeminie, a moje wołanie do Boga pozostanie na wieki wieków. Nie poszły na marne Msze św. oraz łzy towarzyszące pękaniu serca.

    Później trafię na mój list do o. Wojciecha z „Gościa niedzielnego”, który w powołaniu Chrystusa Królem Polski dopatrzył się „instrumentu jakichś ideologicznych i politycznych gier”, a to prośba o przewodnictwo duchowe: „króluj nam Chryste zawsze i wszędzie”. Ten akt oznacza oddanie Bogu prawa do naszego życia.

    Przecież to jest pokazane na towarzyszach, którzy swoje życie poświęcili Partii. Specjalnie piszę z dużej litery, bo był czas jej sakralizacji! Z mętnych wywodów wynika, że ojciec jest przeciwko powołaniu Pana Jezusa Królem naszych serc (panowania duchowego). Pisałem, że pomylił duchowość z tym, co można dotknąć palcem. W ten sposób myślą ludzie normalni: stąd wyśmiewanie „telefonu do Pana Boga” o którym powiedział ks. Piotr Natanek.

    Dziwi wspominanie Żydów, którzy pod wpływem cudów pragnęli mieć króla ziemskiego. Żydzi do dzisiaj nie mają Światła Ducha Świętego. Ten król miał dać dobrobyt  i ochronę. Wg autora: „Wołanie o to, by Pana Jezusa obwołać królem na wzór władców tego świata, jest uleganiem tej samej pokusie”.

  Większość, także hierarchów nie widzi wojny duchowej. Nie widzi terroryzmu medialnego! Polska naprawdę jest narodem wybranym, a o. Wojciech wskazuje na bardziej godnych od nas Włochów. Wybranie przez Boga oznacza otrzymanie specjalnej misji, a to nie jest pycha duchowa tylko Krzyż Pana Jezusa (poświęcenie się).

    Komunia św. była lekka i zagięła się na brzegach, a z obrazka Pana Jezusa z Całunu popłynęło wołanie do Boga: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci zbolałe, Najświętsze Oblicze Twego Umiłowanego Syna jako okup za nasze winy, aby złagodzić Twój święty gniew”...

    Nie wiedziałem, że spotka mnie wielkie cierpienie, bo dzisiejsza modlitwa ma szczególną moc po wczorajszej spowiedzi na Mszy św., gdzie było 60 kapłanów! To ból duszy, którego nie ma na ziemi. To łaska oddanego całkowicie Panu Jezusowi

    Ja nie wiem jak w takich momentach modlą się buddyści. Co daje kręcenie kołowrotkiem? Na pewno nie ma to nic wspólnego z moim obecnym stanem. Nie mają też tych przeżyć normalni wierni. To można wyrazić obrazem świętego, który obejmuje i całuje stopy Pana Jezusa na krzyżu, które przyniosły otwarcie nieba i nasze zbawienie.

    Po wyjściu z kościoła prawie omdlewając wołałem za moich winowajców i za dusze takich. To wprost oddawanie życia za tych ludzi i za ich dusze. Słodycz zalewała serce i usta. Chciałbym znaleźć się w jakiejś kaplicy, sam na Sam z Panem Jezusem i tak trwać aż do zaśnięcia, bo nasze ciało jest zbyt słabe na uniesienia duszy.   

    W tym całkowitym wyniszczeniu siebie przygotowuję śniadanie. Zrozum moje cierpienie. Ja jestem teraz na Kalwarii, całkowicie niezdolny do tego życia, a tu posiłek dla ciała. Wyobraź sobie człowieka idącego do kościoła: na twarzy złość, w ręku karabin, ubrany jak król lub rycerz (w sensie wielkiego ciała fizycznego), a w środku ledwie tląca się świeczka (dusza). Po przyjęciu Ciała Zbawiciela idzie święty staruszek, który podpiera się laską, a cały świeci.

    Wróciłem do Pana wieczorem, a uwagę przykuło przesłuchiwanie Zbawiciela: „(...) Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kim Ty siebie czynisz? (...) Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś”? J 8, 51-59   Uśmiechnąłem się...                                                                                                    APEL