Wyszedłem w ciemność i deszcz na Mszę Św. z lękiem, bo żonę dopadło zatrucie pokarmowe. W oświetlonym kościele zawołałem do Matki Bożej stojącej na głowie węża: „Mateczko! Zawierzam Ci moją rodzinę, a szczególnie córkę”.

   W czytaniach była mowa o nadchodzącej Apokalipsie przekazanej przez  Św. Jana Apostoła, o Baranku i wybranych. W tym czasie psalmista wołał (Ps 24): „Oto lud wierny szukający Boga”. Podczas podchodzenia do Eucharystii serce krzyczało powtarzając Imię Pana Jezusa, a po zjednaniu ze Zbawicielem zostałem całkowicie odmieniony.

   Z niechęcią jechałem do pracy w przychodni...nie chcę już przyjmować obcych, brak radości z niesienia pomocy, bo wielu wykorzystuje moją dobroć. W telewizji było pokazane zabijanie przelatujących gęsi...do swojej ojczyzny.

    Podobnie jest z naszym powrotem do Stwórcy. Nawet narysowałem to pacjentce: zesłanie na ziemię czyli dołączenie do duszy ciała fizycznego. Także jesteśmy zabijani na różne sposoby, a powrót z Obozu Ziemia do Królestwa Bożego utrudniają grzechy. Wówczas trafiamy do Czyśćca, gdzie dowiadujemy się o Prawdzie KrK, ale musimy w tęsknocie czekać...

   Jakże zbliżają nas cierpienia, choroba żony, która wywołała płacz. Po pracy stwierdziłem, że czuła się lepiej i w pokoju pojechałem na dyżur, gdzie straszliwie umęczony odmówiłem koronkę do MB w intencji tego dnia.

   Jakby w podzięce spałem do 16.20. a z włączonego telewizora popłynie gra na akordeonie. Popłakałem się z powodu tęsknej miłości za Panem Jezusem wołając: „Jezu! Jezu mój! Zabrałeś serce moje na tym wygnaniu, a rozłąka z Tobą wprost zabija, bo nic jej nie ukoi."

   Napłynęły pocieszenia i wróciła chęć do życia. Dyspozytorka jakby potwierdzała moje odczucia mówiąc, że pacjentka o nazwisku przypominającym Przeciwnika Boga, która męczyła rodzinę i personel medyczny została „sprzedana” czyli przyjęta w szpitalu.

   Przypomniał się obraz z przychodni z taką chora, która męczyła mnie latami. Zawsze była panika, gdy zauważono ją na korytarzu. Wszystko kończyło się jej ubliżaniem, krzykami i bałaganem, który zostawiała.

   Dzwony kościelne zapraszają lud na Mszę św. o 16.45.  Moje odmienione serce zaczęło wołać do Boga w ramach wdzięczności w cz. Radosnej Różańca z zaległym „Aniołem Pańskim” oraz Koronka Pokoju. Do kolacji żona dołożyła pół czekolady (podzieliła się)... 

   Zdecydowane poznałem intencję na którą wskazywała "duchowość zdarzeń":

  • rano poinformowano o Mszy Św. za ojca i syna siostry
  • pacjentka prosiła o zwolnienie, ponieważ musi opiekować się mężem w szpitalu
  • problem windy w bloku dla niepełnosprawnego
  • wraca nocna udręka żony, cierpienia żyjących w Mostarze
  • wzywają do chorej z zaburzeniami rytmu serca oraz do dziewczynki (8 lat) z krwawymi wymiotami…
  • przypomina się czas, gdy przyprowadzono mnie z baru, nieprzytomnego, a ona modliła się, abym nie umarł!

   Jakby na znak przybył porażony po skoku do wody, a teraz jestem u pacjenta ze złamaniem barku, którego ubiera żona. Natomiast w ambulatorium pogotowia będzie płakała matka pobitego syna. 

   Z telewizji płyną obrazy procesu oprawców Grzegorza Przemyka i zamordowanego małżeństwa Jaroszewiczów. To wszystko przepływało podczas modlitwy. Spróbuj ogarnąć cały świat i cierpienia wszystkich zatroskanych o najbliższych...w tym o dusze zmarłych.

  Jakże piękne jest moje życia z Panem Jezusem. Noc była spokojna, ale  rano trafiłem do nieprzytomnej w śpiączce cukrzycowej, której mąż płakał, a w domu była wielka bieda. Na tym wyjeździe „patrzyły” figury Matki Bożej. Tak przeżyłem jeszcze jeden dzień na tym wygnaniu… 

                                                                                                                       APeeL