W prowadzeniu przez Ducha Świętego trafiłem na ten zapis, który zmieszał się z obecnym dniem mojego życia (19.10.2018). Wówczas otrzymałem od pielęgniarki książkę ze strychu...po jej babci.

    To były „Rozmyślania i Modlitwy” J. H. Newmana z jego słowami o modlitwie, że jest to spotkanie Bożego i człowieczego pragnienia siebie nawzajem. Tak została podana obecna intencja modlitewna...

   Autor zrezygnował z bycia anglikańskim wikariuszem St. Mayry’s w Oksfordzie, został wyświecony przez rzymskich katolików i jest błogosławionym.

   Ponieważ mamy jeden pokój lekarski rozmawiałem z kolegą o naszym życiu oraz sensie cierpienia. Na tym zesłaniu poprzez cierpienia mamy stać się godnymi powrotu do Boga. Dodałem, że Pan Jezus znał dalszy przebieg swojego życia i do Niego należało dobrowolne przyjęcie tej męki.

   Dziwne, bo już wówczas mówiłem to, co jest w dzisiejszej Ewangelii (19.10.2018), że jesteśmy odkryci dla Boga Ojca (wszystkie włosy na głowie mamy policzone), który zna także naszą przyszłość! Pan Jezus zapewnia nas, abyśmy nie bali się tych, „którzy zabijają ciało”, ale mamy obawiać się Tego, który po zabiciu „ma moc wtrącić do piekła” (Łk 12, 1-7).

   Udręki ludzi trwają już od dziecka...właśnie w środku nocy - w odległej wiosce - dusi się niemowlę. Podczas przejazdu karetką dalej rozmyślałem nad sensem cierpienia. Ja już nie mam zwykłego zadowolenia z tego życia, bo wiem, że jest Niebo...

    W tym czasie napłynęło  pytanie dotyczące mojego pragnienia śmierci (w sensie powrotu do Boga)?Na co odpowiedziałem, że będę żył tyle, ile Bóg zechce! W tym czasie muszę przyjąć swój los i nie mogę mieć względu na ludzi.

   To się sprawdziło, bo mam dodane 15 lat życia. Nigdy nie sądziłem, że będę żył 75 lat z poreumatyczną wadą serca. Chcę być na tym zesłaniu, ale dla Boga i dawania świadectwa wiary. Teraz moją największą przyjemnością jest wskazywanie innym na istnienie Boga i Jego dzieła...robiłbym to w dzień i w nocy!

   Przysnąłem na chwilkę, a jakaś silna ręka szarpnęła mnie z poleceniem: „chodź”...jakby ktoś chciał wyrwać mnie z ciała! Nagle zrozumiałem, że muszę przekazywać doznane związane z otrzymaną łaską wiary. Największym darem jest bycie człowiekiem, a im bardziej zbliżam się do Jezusa, tym bardziej widzę swoją nędzę!

   Nadchodzą takie chwile, że Pan mówi: „odpocznij we Mnie”. Siedzisz wówczas cichutko w sobie, jesteś lekki, nieobecny, nawet nie myślisz. Wówczas czuje się obecność Boga Ojca, a to jest moment na modlitwę serca z błaganiem o sprawy innych, dziękczynieniem i aktami strzelistymi!

   W takim stanie pojawia się pokój wewnętrzny, trwanie „nieruchome", jestem wyjęty z ciała...nie obchodzi mnie nic, co dzieje się obok. Taka obecność Boga Ojca może pojawić się w różnych sytuacjach życiowych.

    To zarazem sprawia wielkie cierpienie spowodowane rozłąką z Panem Jezusem...nawet pojawia się chęć płaczu! W takich chwilach, gdy spotykamy kogoś znajomego i do tego zagadującego...człowiek chciałby „zapaść się pod ziemię”. 

                                                                                                                            APeeL