W śnie - na dyżurze w pogotowiu - modliłem się w duszy...nawet pojawiła się wizja dotycząca Narodzenia Pana Jezusa z zawołaniami: „Święty! Święty!” Przebudziłem się z poczuciem radości i uniesienia duchowego...to było coś pięknego!

   Wszystko stało się jasne, ponieważ dzisiaj jest prawosławne Boże Narodzenie, a ich data jest prawdziwa! Pokażą cerkwie zapełnione wiernymi, a na Placu Czerwonym popłyną kolędy!

   Kolega wstał o 4.00, a ja za nim, bo nasz „pokój lekarski” to piwniczna izba w budynku przychodni. Jedyny plus to prysznic, który bardzo lubię. Toaleta i modlitwy z przekazaniem tego dnia Bogu Ojcu w intencji  u d r ę k  patriotów. Jakby na jej potwierdzenie z włączonego magnetofonu bp Zdzisław Tranda „ekumenista” powie: „to ofiara miła Bogu”.

    Ta intencja jest także za mnie, bo dzisiaj szczególnie nękają „czuwaje”, ale to cierpienie przyjąłem i nic mnie nie obchodzą...dziwi tylko ich wierność. Kiedyś służyli bolszewikom, a komu służą dzisiaj? Raz cię naznaczą i tylko śmierć może z tego wyzwolić! Dalej trwa wirtualna żelazna kurtyna, „obóz bez drutów”, ale dla ofiary lepsza byłaby sytuacja jasna.

   Dzisiaj, gdy to przepisuję (20.10.2018) w telewizji pokażą teczkę Jana Pawła II z tytułem „Figurant”, a w ręku znajdzie się książka Wojciecha Sumlińskiego: „Z mocy bezprawia” (2011), który zapoznał się z moim cierpieniem. Da Bóg to się spotkamy. Cóż dziwnego, przecież Pana Jezusa też śledzono, prowokowano i fabrykowano zarzuty, a Żydzi byli w tym specjalistami.

   Dzień w przychodni był bardzo ciężki, nawet nie mogłem odmówić modlitwy „Anioł Pański” (o 12.00), bo właśnie przybyła pacjentka z pięknymi piersiami...musiałem opanować wzrok. Potrzebowałem chwilki ciszy, ale na stołówce krzyczały kucharki. Zrobiło mi się przykro, bo one też mogłyby odmówić „Anioł Pański” i „Pod Twoją obronę”.

    Około 14.00 byłem bliski śmierci z przepracowania: miałem zawroty głowy i niejasną duszność z uciskiem w kl. piersiowej...jak przed zawałem serca! Nie wiedziałem co robić i zawołałem „Matko pomóż!”, a w tym momencie wzrok padł na pół butelki „Mazowszanki”.

   Dodatkowo chciałem poratować się kawałkiem czekolady otrzymanej od pacjentki, ale zły „krzyknął”: „nie dam ci zjeść”. Tak też się stanie, bo weszło trzech napastliwych pacjentów i mogłem zakrztusić się jej kawałkami!

   Zarazem napłynęła pocieszająca wiadomość, że z mojej namowy umierająca pacjentka (z wizyty 28 XII) przystąpiła do Sakramentu Małżeństwa i przyjęła Eucharystię. To stało się w prawosławne Boże Narodzenie! Wówczas tylko jeden dzień zastępowałem kolegę w oddziale wewnętrznym: „Dziękuję Ci Matko! Dziękuję!" 

   To jej właśnie Szatan załatwił w ciągu dwóch godzin miejsce w odległym szpitalu, a ja stanąłem na przeszkodzie! Zobacz na tym fakcie jak przebiega bój nasz  o s t a t n i  o Życie Prawdziwe, a nie głupią śmierć na korytarzu, bo „nadzieja umiera ostatnia”...naszą ostatnią nadzieją jest Królestwo Boże! 

    Staruszka podarowała mi 10 jajek, a od biednej przyjąłem na pół piwa! Chodziło o to, aby nie zranić ich serc, bo ja sam bardzo lubię wspierać innych. Padłem umęczony w ciężki sen, a ten dzień zakończył się śpiewem Ewy Błoch: „Dziękuję Ci Matko”!

                                                                                                                        APeeL