Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych
Mam dyżur w pogotowiu, ale cała noc przespana. O 5.00 zrywają do porodu, a ja widzę znak, ponieważ dotyczy to śmierci i życia. Narodzenie to nasze zesłanie dla poprawy („śmierć”), bo prawdziwe życie zaczynamy w momencie naszej śmierci.
To jest bardzo proste, ale człowiek bez łaski wiary nie zauważy Mądrości Bożej. Ruszamy, a podczas odmawiana - ułożonych przez mnie modlitwach porannych - uwagę przykuły zdania: „Światło każdego dnia przybliża mnie do Ciebie, Światłości Wiekuistej. Tobie oddaję się całkowicie. Proszę o błogosławieństwo dzisiejszej pracy oraz wszystkich spotkań z ludźmi”.
Pan sprawił, że później spokojnie spożyłem śniadanie, nawet udało się wypić kawę...jedziemy z porodem do dalekiego szpitala. Ja w tym czasie wołałem do Matki Bożej, która jest prawdziwą Ochłodą Czyśćca. Tak, bo dzisiaj jest czas uwalniania dusz..z tego więzienia!
Zacząłem wołać za wszystkich z mojej rodziny, aż do najdłużej przebywających w Czyśćcu. To wielki ból, a zarazem radość i wdzięczność za prowadzenie modlitewne! Podczas powrotu ze szpitala w sercu pojawiła się łączność z Panem Jezusem i poczucie wszechobecności Boga Ojca!
To jest niepojęte, ale tak mam pokazaną Tajemnicę Bożej Obecności. Przepływają domy, a ja mam łączność z tam mieszkającymi. Nie można wytłumaczyć tej wszechogarniającej miłości, która płynęła od Boga Ojca przeze mnie do wszystkich!
Zatrzymaliśmy się karetką przy targowisku, gdzie kupiłem wytłoczoną w blasze miedzianej „Ostatnią wieczerzę”, a przypomniał się fresk o wymiarach 4.6 x 8.8 metra, który malował przez 3 lata (1495–1498) Leonardo da Vinci (refektarz przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie).
Dzisiaj jest straszliwy nawał pacjentów, bardzo dużo jazdy i wszędzie zwracają uwagę przydrożne krzyże (w miejscach wypadków). Zarazem trafiam na ludzkie „krzyże Pańskie”; starych i bardzo starych ludzi: babcię z krwotokiem z dróg rodnych, udar mózgu, podejrzenie złamania biodra, dziadek z martwicą stopy kwalifukującą się do amputacji oraz staruszka z kokluszem rządząca z łóżka przy kuchni!
Około 14.00 chciałem wyrwać się na grób ojca...nawet załatwiłem zastępstwo, ale właśnie był pilny wyjazd. Kolega zrobił błąd, ponieważ połączył dwa leki (sectral i isoptin)...w efekcie babcia umierała. Mimo podania zastrzyków na noszach trwała w agonii (bez ciśnienia).
Dzień zaczął się „śmiercią” (porodem), a kończy „powrotem do życia” (śmiercią). Rodzina była przygotowana tak jak do porodu, ale ku mojemu zdziwieniu zastrzyki zaczęły działać...babcia „złapała” oddech, a po podaniu tlenu ożyła.
Pojechałem na grób ojca, ale nic tam nie czułem. Przykro mi, że pod żadnym krzyżem (symboliczny grób Pana Jezusa) nie widziałem lampki i kwiatka. Postawiłem lampkę pod krzyżem przy kościele, gdzie otrzymałem chrzest. Wzrok zatrzymała chrzcielnica, a łzy wywołał wielki lampion z aniołkami trzymającymi lampki świetlne.
Przypomniały się słowa Vassuli Ryden o otaczających nas Aniołach Bożych. Serce rozrywały słowa kapłana, że krzyż Pana Jezusa pokonał śmierć, którą spowodował nasz grzech! Eucharystia powaliła mnie na kolana: „Jezu, Jezu, Jezu mój”. Pozostałem, wszyscy wyszli, a nagle brat oddaje mi pieniądze, które pozostały po zbudowaniu grobowca!
Kończy się 12 godzin modlitw i ciężkiej pracy. „Dziękuję Ci Ojcze za ten dzień”...
APeeL