Wejdź: 29.02.2008 za krzywdzących mnie, bo to wyjaśni nazwę intencji obecnej…

   Tuż przed snem przeglądałem naszą „Gazetę lekarską” (miesięcznik) wydawaną pod egidą Naczelnej Izby Lekarskiej oraz m-k „Puls” Okręgowej Izby Lekarskiej, gdzie były składy nowych rad.

    W obu miesięcznikach królowały klepsydry byłego prezesa (OIL, NIL, ministra) Andrzeja Włodarczyka (zm. 28.07.2018) z wymienianiem jego zasług. Kolega na przełomie 2007/2008 r. przyczynił się do zawieszenia mi praw. wyk. zawodu lekarza z powodu obrony naszej wiary i krzyża Pana Jezusa. Jako antykrzyżowiec miał piękny pogrzeb katolicki, a teraz - szpalty pisma za które płacą lekarze - zajmują peany na jego cześć:

1. w „Pulsie” lekarz Krzysztof Makuch dał słuszny tytuł: „Lekarz do zadań specjalnych”, a nie wolno ujawniać takich tajemnic. Kiedyś zaproszono mnie na posiedzenie ORL, a on jako przewodniczący krzyknął po moim wejściu: „dlaczego nie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego?”

   Tak może postąpić tylko lekarz-cham. Pan Krzysztof nie wiedział, że komisja lekarska miała obowiązek skierować mnie do wskazanego lekarza i przychodni...nie uczyniono tego! Powiedziałem mu, że powinien natychmiast zrezygnować z wszystkich funkcji i faktycznie nie przeszedł w wyborach, ale jego kolega, prezes Andrzej Sawoni „zrobił go” szefem komisji ds. kontaktów z zagranicą („wycieczkowej”).

2. w „Gazecie lekarskiej” chwalił zmarłego (na trzech stronach) kol. Mieczysław Szatanek. W czasie, gdy sam był prezesem OIL poprosiłem o zabranie mi mi pr. wyk. zaw. lekarza z uzasadnieniem, że nie chcę być członkiem takiej struktury przestępczej.

    Wówczas, wobec całej rady przeczytał, że proszę o następne badanie psychiatryczne, a później oddał mikrofon przyczajonemu Andrzejowi Włodarczykowi i Konstantemu Radziwiłłowi, aby mnie zagadali. Na jakich kursach ich szkolono?

   Fakt, że komisja lekarska była bez przewodniczącego lek. Medarda Lecha nic ich nie obchodził! Nawet nie zapytano go dlaczego „badał mnie” beze mnie i to w chorobie psychicznej? Trudno jest wygrać z mafią we własnym samorządzie.

   Dobrze wiedzieli, że zastosowano wobec mnie sowiecką psychuszkę i jako chory zostałem wpisany na listę przestępców (Rejestr Lekarzy Ukaranych). Słusznie zmarły stwierdził, że z nimi nie wygram.

   Koledzy mieli szansę, aby naprawić moją krzywdę, ale wolą być wierni władzy i trwać na stanowiskach (prostytucja). Ponadto nie wolno im się przyznać do błędu, a tak pięknie nauczają o etyce i prawach lekarza!

   W nocy dodatkowo przyśnił się kol. Konstanty Radziwiłł, który rzucił we mnie zaocznym rozpoznaniem choroby psychicznej, a nigdy nie zamieniliśmy ze sobą nawet jednego słowa.

   Cała korporacja psychiatrów jest zdegenerowana, wyciszane są nawet zabójstwa chorych w oddziałach bez klamek. Izba Lekarska nie interweniuje się takim przypadkami...nawet po skazaniu lekarza przez sąd.

   W tym powrocie krzywdy Szatanowi chodziło o wywołanie we mnie nienawiści - do trwających w krzywdzeniu mnie - i to w dniu, gdy modlimy się za dusze zmarłych. Od tej pokusy mogła uwolnić mnie tylko modlitwa za tych kolegów.

   Tak się właśnie stanie, bo już na początku Mszy Św. o 6.30 zacząłem wołać do Serca Pana Jezusa za tych, którzy trwają w krzywdzeniu mnie i za dusze takich. Zarazem prosiłem, abym został uwolniony od nienawiści, bo przecież pragnę osobistej świętości.

   Nie wejdziesz na Górę Pana bez prób, bez niezasłużonego cierpienie (najwyższa łaska), a z drugiej strony nasze serce pragnie elementarnej sprawiedliwości. Eucharystia przewijała się...tak jak lubię i została przekazana w intencji dnia, a w litanii do Serca Pana Jezusa wołałem: „zmiłuj się nad nimi”. Do tego dodałem otrzymane błogosławieństwo Monstrancją.

   Wielu krzywdzących mnie zmarło…także z powodu wyrzutów sumienia. W ich intencji odmówiłem całą moją modlitwę. W tym czasie napłynęli także ci, którzy zrobili ze mnie szpiega i „wroga ludu”, zlecili kradzież w mieszkaniu, wykorzystywali mnie w pracy jako niewolnika, nasłali na rodzinę partnerów do konkubinatów (metoda sowiecka), zablokowali spadek po rodzicach, napadali na komputer i moją stronę internetową, a na zakończenie zabito mnie duchowo (psychuszka) ze śmiercią cywilno-zawodową...

Dodatkowo pojechałem na Mszę Św. wieczorną do Kaplicy Miłosierdzia Bożego, gdzie wzrok zatrzymała stacja drogi krzyżowej: Pan Jezus zdejmowany z krzyża. To było ewidentne podziękowanie Zbawiciela („zdejmujesz Mnie z krzyża”) za kwiaty, modlitwy, dwie Msze Święte z Eucharystią i błogosławieństwem…

                                                                                                                         APeeL