Tuż po obudzeniu Szatan wciskał: „och! Ty, to zostaniesz świętym...tak. Tak chyba zostaniesz!”. W strachu, który zalał serce krzyknąłem: „odczep się...idź precz!” To była sekundowa rozmowa w myślach.

   Dla budzących się do życia duchowego jest rada, aby w porannej w słabości nie rozmyślać, bo ten właśnie czas Szatan wykorzystuje na podszywanie się pod nasze „ja”. Wielu kieruje wówczas na manowce duchowe...

   Teraz w gabinecie mówię do nastolatki proszącej o lek na uspokojenie, aby narysowała sobie przeciwieństwa: ciało i duszę, zło i dobro, kłótliwość i cichość, pokorę i butę, a na samym końcu człowieka i Pana Jezusa, który pokazał swoją wielkość wjeżdżając do Jerozolimy na osiołku. Mówiłem to i widziałem, że serce dziewczyny wszystko wchłaniało. Nie chciała już tabletek na uspokojenie...

   Tak chciałbym usiąść i pisać z serca o Panu Jezusie, ale napór pacjentów będzie trwał aż do dyżuru w pogotowiu...z dalszymi udrękami, które zaczną się od natychmiastowego wyjazdu. Podczas przejazdów pod gwiaździstym niebem zacząłem wołać do Matki Bożej, we własnej litanii:

„Matko moja

Matko Jezusa Chrystusa

Matko chorych i cierpiących

Matko porzuconych

Matko skrzywdzonych

Matko samotnych”...

   Trafiłem do prostych ludzi z trójką malutkich dzieci i niemowlakiem (10 miesięcy), który ma mózgowe porażenie dziecięce (żabie oczka i zbyt duży język) – w tym krótkim życiu dziewczynka była 5 miesięcy w szpitalu.

   Podczas transportu zacząłem prosić Matkę Bożą o wspomożenie tej rodziny, a także innej wielodzietnej z inwalidą, a także z alkoholikami...”Matko pomóż im”, powtarzałem to dla każdej. Na następnym wyjeździe - pod niebem pełnym gwiazd - wróciła tęsknota za Panem Jezusem i w myślach wołałem: „Jezu! Jezu! Jezu!”...

     W tym czasie zrozumiałem cierpienie ludzi, którzy pragną, a nie mogą przyjąć Eucharystii. Tylko takie zjednanie z Panem Jezusem może zgasić tęsknotę naszej duszy. W tym momencie przypomniało się to, co pisał Czesław Miłosz, który wątpił w siłę modlitwy i w Opatrzność Bożą oraz wskazywał na pewien fałsz Mszy Św.! „Jezu, Jezu, Jezu!”

    Tak traktuje się naszą wiarę. Moje serce znalazło się blisko Boga Ojca, a w tym czasie gra radio, jest włączony radiotelefon, personel karetki rozmawia, a ona sam trzeszczy i skrzypi...na to nakłada się szum wiatru.

    Właśnie w tym czasie napłynął wielki wizerunek Jezusa Miłosiernego...nad światem. Promienie z Jego Serca obejmowały kulę ziemską. On jest na szczycie tych promieni. Nagle widzisz prawdę i rozumiesz moc Miłosierdzia Boga Ojca.

    Na łóżku siedzi śmiertelnie blada kobieta, a nad nią wisi piękny drewniany Pan Jezus na dużym krzyżu z białego drzewa. Cierpi na chorobę wrzodową: dzisiaj miała fusowate wymioty (krew w żołądku przybiera postać fusów z herbaty) i czarny stolec. Pacjent z krwawieniem do przewodu pokarmowego ma niewinne objawy (nic go nie boli...słabniesz, bledniesz, mdlejesz i umierasz.

    Pędzimy na sygnałach, a przez radiotelefon odsyłają nas ze szpitala rejonowego do wojewódzkiego, gdzie nie ma miejsc...jedziemy dalej. Włączyłem nagrane spotkanie z MB Częstochowską, kierowca śpiewał pieśni, a chora z zainteresowaniem słuchała wszystkiego informując nas, że wiele razy była na pielgrzymce...

   Ja w tym czasie błagałem naszą Matkę Pana Jezusa o pomoc dal wielu pacjentów. Bóg Wszechmogący pragnie tego, bo jest to dowód naszej wiary…

                                                                                                                             APeeL