Tuż po północy padłem na kolana, odmówiłem różaniec Pana Jezusa i z błogosławieństwem Matki Najświętszej poszedłem spać. Rano napłynie poczucie czekania w różnych sprawach, a to ukazuje potrzebę naszego czuwania w oczekiwanie na ponowne przyjście Pana Jezusa.
Przez chwilkę rozmawiam z kolegą, który jest jedynym lekarzem z którym można poruszać tematy duchowe, ale jest dopiero „poszukującym”...
Mówię mu, że <<Prawda jest tam, gdzie dzwonią: proszę mówić „tak lub nie”, a pan jako lekarz stwierdza, że zabijanie nienarodzonych to sprawa sumienia (osobista). Nigdzie nie dojdzie pan bez wołań do Ducha Św., bo zły oszuka pana na tysiące sposobów, a tak naprawdę nie wie pan, że on jest!>>
W przychodni był nawał pacjentów z pracą bez wytchnienia od 7.30 do 15.30! Nie miałem czasu nawet na odmówienie modlitwy „Anioł Pański” i na koronkę do Miłosierdzia Bożego. Nawet przez chwilkę nie denerwowałem się, dobrze znosiłem ścisły post (środy i piątki w intencji pokoju w b. Jugosławii), nikomu nie odmawiałem przyjęcia, a jakby w podzięce listonosz przyniósł „Modlitwy”, które zamówiłem wcześniej (z „Prawdziwego Życia w Bogu”).
Po pracy podjechałem pod „mój” krzyż i zapaliłem dwie lampki Panu Jezusowi, a serce zalało pragnienie modlitwy za tych, którzy „nie czuwają...nie czekają na ponowne przybycie Pana Jezusa”.
Nikt z rodziny nie zamówił (rocznica śmierci ojca) Mszy Św. w tym roku. Łzy zalały oczy, bo jest to wielka łaska Boga. Sprawiłem, że odbędzie się w Sanktuarium Maryjnym w Lewiczynie...może spotkamy się całą rodziną u mojej Matki Prawdziwej!
W wielkim bólu popłynie moja modlitwa w intencji tego dnia. Ja wiem tak jak Pan Jezus, że większość nie czuwa i nie przygotowuje się do Jego ponownego przyjścia (Paruzji). Wołałem prawie płacząc: „Ojcze Przedwieczny przyjmij św. Poniżenie Syna Twego i miej miłosierdzie nad tymi, którzy nie czuwają”.
W czytaniach padną słowa (Iz 25, 6-10a): „/../ zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów /../ Raz na zawsze zniszczy śmierć /../ otrze łzy z każdego oblicza /../”. Na ten moment siostra śpiewała: „Oto Pan przyjdzie, aby lud swój zbawić. Błogosławieni, którzy są gotowi wyjść Mu na spotkanie”.
W intencji tego dnia przekazałem moje dzisiejsze spracowanie oraz smutek zawołań modlitewnych z Eucharystią. Przypomniało się, że w gabinecie zostawiłem butelkę śmietany (jednego lekarza skazano za przyjęcie pętka kiełbasy, aby udowodnić, że u nas jest praworządność)...
Na ten moment wzrok zatrzymały gwiazdy na Niebie. Prawie nie chce się wierzyć, że to wszystko jest stworzone przez Boga Ojca!
-
Panie! Ty wszystko stworzyłeś?
-
A świecące sputniki waszej produkcji...napływa pytanie na pytanie!
W domu, pełen zadziwienia stwierdzam, że figurka Pana Jezusa nie ma korony...spadła na ziemię (czytaj: „zdjąłeś Mi dzisiaj koronę cierniową"!).
Natomiast w programie telewizyjnym pokazano dzieci z chorobą nowotworową...z utęsknieniem oczekujące na przybycia rodziców. Płacz, smutek rozstania oraz radość ze zjednania. Jakże wszystko Pan pokazuje! „Dziękuje Ojcze za ten dzień”...
APeeL