Kończy się dyżur w pogotowiu, a z radia płyną piękne słowa o oczekiwaniu na ponowne przyjście Pana Jezusa. Po załatwieniu krótkiego wyjazdu oraz pacjenta w ambulatorium kupiłem kwiaty dla żony i ciepły chleb.
Wracałem z radością do domu, który jest namiastką raju na ziemi...dlatego rodzina jest atakowana przez demony oraz ich ziemskich wyznawców (bezbożników z mass-mediami i władzą nad wszystkim).
Przykra niespodzianka, bo pękła rura i nie ma wody. Kilku ludzi w zimnie dokopuje się do miejsca awarii. Żal mi ich, ale moja służba jest podobna: muszę pędzić do wypadku, stwierdzać zgony i płakać z rodzicami poszkodowanych lub ciężko chorych dzieci.
Te służby powinny być dobrze zorganizowane, ale różnie bywa. Często zbyt dużo energii idzie na walkę między sobą zamiast działania dla wspólnego dobra! To nie było na rękę okupantowi, dlatego wystawiano „miernych, biernych, ale wiernych”.
Głównym wrogiem dla bolszewików była i jest wiara katolicka...oni małpują naszą wspólnotę opartą na wzajemnej miłości na której szczycie jest miłość do Boga Ojca.
Oprócz pękniętej rury spotkała mnie druga niespodzianka, bo do córki przychodzi koleżanka i wciąga ją w kult hinduistycznego boga (Ruchu Hare-Kryszna)...palą trociczki i rozmyślają o komunie. Sam zobacz, co Szatan wyrabia wokół świeżo nawróconego!
Nic nie zapowiadało złego wieczoru, ale musiałem wyłączyć telewizor, ponieważ w filmie płynęła scena brutalnego zabijania człowieka. To sprawiło napad furii u córki. Wyłączyłem korek, a przy okazji lodówkę, która się rozmrozi. Właśnie w tym czasie zapukała żona chorego pacjenta, którą zbyłem niegrzecznie.
Na ten moment w ręku znalazła się Biblia z której wypadła modlitwa pokutna wg Psalmu 51; „Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości /../”…
APeeL